CIOS W PLECY [PRZEZ RZYJACIELA ZADANY]
Cios w plecy. Tak najkrócej mogę określić to, co mnie spotkało. Naprawdę bardzo trudno mi się o tym pisze. Tylko mam małą prośbę – jeśli możecie, nie komentujcie złośliwie tej notki. Kolejnych złośliwości chyba bym nie zniósł. Przepraszam, że piszę tak obcesowo, ale mój nastrój sięgnął zera absolutnego.
A wszystko zaczęło się we wtorek. Nie wiem, czy pisałem o tym wcześniej, ale w styczniu będziemy mieli prawdziwe urwanie głowy. Już 10 i 11 odbędą się próbne testy, więc bądź co bądź, trzeba się odrobinę przygotować, żeby nie wypaść tak tragicznie. Zaraz potem, w sobotę 15-go mamy „bal gimnazjalny”. Oczywiście nazwa jest o wiele na wyrost, ale nie my ją ustalaliśmy, tylko nauczyciele. Wśród uczniów przeważa popularne określenie „gimbal”. Ów gimbal ma być „próbką” przyszłej studniówki. To brzmi idiotycznie i to jest idiotyczne, bo trudno się o tym pisze, zdecydowanie łatwiej jest powiedzieć. Ale mniejsza o to.
Na „gimbalu”, jak to niby na prawdziwej studniówce, mamy zwyczajem „tradycji” tańczyć poloneza. Taniec staroświecki, lecz bynajmniej odpowiedni do charakteru imprezy. Wszystko ma być utrzymane w poważnej tonacji. Przynajmniej tak chcą nauczyciele. Co z tego będzie, nie mam zielonego pojęcia. Faktem jest jednak, że we wtorek na pierwszej lekcji mieliśmy odbyć pierwszą próbę i dobrać sobie partnerów, by już w piątek rozpocząć intensywne ćwiczenia. Skoro polonez, jak polonez, dobrze byłoby wybrać fajną dziewczynę. Więc przed próbą chciałem poprosić Bernadetę, żeby została moją partnerką. Nie mogę powiedzieć, że jest moją dziewczyną, ale, powiedzmy, „nasza przyjaźń jest szczególna”. Już parę razy wybieraliśmy się razem na imprezy, więc myślałem, że nie będzie większego problemu. A tu, proszę, niespodzianka, }:->
Zanim jeszcze zdążyłem cokolwiek zrobić, Tomek T. publicznie (a właściwie prawie publicznie, gdyż mówił tak, że bez problemu pół klasy to słyszało) oświadczył, że będą tańczyć wspólnie z Bernadetą, co ona zresztą potwierdziła. Przyznam się, że zamurowało mnie. Oczywiście nie wybierałem się już potem do niej z propozycją. Całość poskutkowała tym, że na wtorkowej próbie ci, którzy chcieli, dobierali sobie partnerów/partnerki. Ja oczywiście tego nie zrobiłem, bo niby kogo miałem w takiej sytuacji wziąć? Na szczęście była nas spora grupka, więc nie wyglądało to głupio. Potem w-fista (bo on prowadzi u nas ćwiczenia) podobierał pary według wzrostu, żebyśmy wszyscy do siebie pasowali. „Przydzielił” mi Izę Z. z równoległej klasy. Nie było najgorzej; ale potem zauważył Darka N., który [NIESTETY] jest wyższy ode mnie, więc ich ustawił razem. Mnie „dopasował” do Kamili J. także z klasy „b”. Mogło być gorzej. Tyle, że przyszedł Damian Ch. i było jeszcze gorzej. On również jest wyższy ode mnie, więc jemu przypadła w parze Kamila. Ja byłem już zły i upokorzony: trzy razy dobierał mnie w parę i trzy razy kazał mi siadać, bo na końcu znajdował wyższego ode mnie. DO LICHA! Przecież w mojej klasie jestem trzeci pod względem wysokości! A mimo to odsyłał mnie na ławkę po każdej „przymiarce”. Myślałem, że się zapadnę pod ziemię. Jednak nie było mi to jeszcze dane. Wreszcie, z wielką łaską, wrócił do mnie jako do PRZEDOSTATNIEJ pary. „Połączył” mnie z Pauliną B. Żenada. Żenada. Modliłem się, żeby dobił mnie grom z jasnego nieba. Nie dobił. Modliłem się, żeby nagle próba się skończyła. Nie skończyła. Modliłem się o nagłą śmierć. Jeszcze żyję. Chociaż właściwie nie wiem, po co. Chyba jeszcze w życiu nie doznałem takiego upokorzenia. A co najgorsze – już nie mogę się wypisać z listy tańczących.
Nie wiem, czy to, co napisałem jest głupie, śmieszne czy żałosne. Nie obchodzi mnie to. Po dzisiejszym dniu po prostu nie wiem, co zrobić. Od wczoraj (czyli wtorku) unikam tematu „gimbalu” jak ognia. Boję się, że zaraz nie wytrzymam i kogoś pobiję. Lecz dzisiaj w gimbusie, gdy jechałem do domu, moje nerwy zostały wystawione na największą próbę. W zasadzie nie miałbym do nikogo o nic żalu, tyle, że dziewczynę, z którą chciałem iść na „gimbal” zabrał mi mój NAJLEPSZY PRZYJACIEL. Wyobrażacie sobie? I, co najgorsze, mój NAJLEPSZY PRZYJACIEL chyba nie jest świadomy tego, że zadał mi cios w plecy. Aha, i jest bardzo zadowolony z tego, że niedługo będzie „gimbal”. Gdy jechaliśmy do domu, mówił mi, że
Cieszy się z tego, że już za równy miesiąc będziemy mieć bal
Litości
Jest bardzo zadowolony z tego, że Bernadeta zdecydowała się z nim iść
Proszę, nie! Skończ Waść! WSTYDU OSZCZĘDŹ!
Niech tylko ktoś spróbuje odbić mu dziewczynę, to zobaczy
TRZYMAJCIE MNIE, BO NIE WYTRZYMAM!!!!!!!!!!!!
A JA PRZEZ CAŁY CZAS MUSIAŁEM UDAWAĆ UŚMIECH. Przez cały czas musiałem udawać, że tez się z tego cieszę, że miło mi, że ma z kim tańczyć, że fajnie, że jest zadowolony. Przez cały czas ostatkiem sił powstrzymywałem się przed zrobieniem czegoś głupiego. Miałem ochotę na dwie rzeczy: albo [wariant rozsądny] przeprosić go na chwilę i pójść w drugi koniec autobusu, udając silny ból głowy, albo [wariant Rambo] wstać i wykrzyczeć mu prostu w twarz, co o tym wszystkim myślę. Nie zrobiłem nic. Nadal udawałem, że się z tego cieszę, że to bardzo fajnie. I, co najtragiczniejsze, on wcale nie wie, że poruszając ten temat rani mnie do żywego.
Po raz pierwszy w życiu mój najlepszy przyjaciel jest jednocześnie moim największym wrogiem. I nie wiem, co z tym zrobić.
Śmiać się, czy płakać? W dodatku wiem, że nie mogę mieć do niego żalu za to, co zrobił, bo gdyby wiedział, co zamierzałem, nigdy by tak nie zrobił... Chociaż teraz licho go tam wie. Może by i zrobił? Zresztą, czy to ważne, skoro Bernadeta zdecydowała się z nim iść?
Jestem w stanie psychicznego załamania. Poza tym co mam u diabła zrobić w piątek, na kolejnej próbie poloneza? Nie chcę obrazić Pauliny, ale nie mam najmniejszej ochoty z nią tańczyć. Chociaż teraz zupełnie nie wiem, czy chcę tańczyć. Nasza klasa jest bardzo złożona pod względem poszczególnych osobowości. Musiało minąć solidne półtora roku, zanim zaczęliśmy się wszyscy ze sobą zgrywać. A teraz, kiedy już jesteśmy zgrani, taka historia... Aha. I chyba zapomniałem napisać, że nie mam się kogo poradzić. Do tej pory miałem oparcie w moim przyjacielu, ale teraz sami rozumiecie, że Tomek chyba nie jest odpowiednią osobą. Chociaż może... Podchodzę do niego jutro i mówię: „Cześć Tomek! Słuchaj, mam bardzo poważny problem. Chciałem iść z kimś na gimbal, ale bliska mi osoba zdradziła mnie i wyrwała mi tą osobę zanim zdążyłem coś powiedzieć. I poza tym doznałem totalnego upokorzenia, bo w-fista przydzielił mi partnerkę jak jakiemuś debilowi, który nie jest w stanie nawet poderwać ładnej dziewczyny.” Tomek na pewno zapytałby, kto jest tą wredną osobą, tą szmatą, tym podłym dwulicowym draniem. O, cóż, tak się składa Tomek, że to ty.”. Nie, to brzmi idiotycznie nawet w moich rozważaniach. W dodatku nie mogę zacząć się na niego wydzierać bez powodu, bo przecież nie wie, jaki byłby tego powód. Jestem w naprawdę okropnym bagnie. I nie mam ochoty się z niego wydostać. Najlepiej utopić się i nie męczyć dalej.
No i zapomniałem napisać, że Tomka jutro nie będzie, bo jedzie kupić eleganckie buty na bal – powiedział, że „Musi ładnie wyglądać, by przypaść do gustu Bernadecie”. Tak zbladłem, że zapytał się mnie, co się dzieje. Powiedziałem, że złapał mnie skurcz w nodze i oddaliłem się. Nie myślałem, że dożyję takiej chwili.
Jutro mam dwa w-fy na których muszę obowiązkowo zaliczać stanie na rękach i stanie na głowie bez asekuracji. Przez dwa lata nie udało mi się tego zaliczyć, a nic nie wskazuje na to, by jutro mi się udało. Pięknie będą wyglądały dwie jedynki z w-fu w dzienniku na trzy tygodnie robocze przed klasyfikacją i wystawieniem ocen. No i oceny z półrocza przekazywane są do liceów i maja wpływ na późniejszą rekrutację. DOBIJCIE MNIE. LITOŚCI. PROSZĘ.
Biorąc pod uwagę to oraz moje wcześniejsze wywody, to bardzo dobrze, że:
1. Jeszcze nie zabiłem Tomka
2. Jeszcze nie zabiłem Bernadety
3. Jeszcze nie zabiłem siebie.
4. Nie zrobiłem jakiegoś głupstwa.
5. Nikt się o tym nie dowiedział.
6.
Ale oprócz tego wszystko inne jest nieważne.
ŻYĆ NIE UMIERAĆ.
Motto na dziś: [z żalem w głosie]
Na twoje zdrowie, stary przyjacielu, obyś żył tysiąc lat - a ja przy tobie, by móc te lata policzyć. Robert Smith
oraz
Zdrada to cios, którego nie oczekujesz. Jeśli dobrze poznasz swoje serce, to nigdy Ci takiego ciosu nie zada. Będziesz bowiem znał jego najtajniejsze marzenia i jego tęsknoty, i będziesz je szanował. Nikt nie może uciec przed własnym sercem. Dlatego lepiej słuchać, co ono mówi. Aby żaden niespodziewany cios nigdy Cię nie dosięgnął. Paulo Coelho
Głupia sprawa ... ale to wkońcu tylko Polonez no trudno musisz przeżyć :D
A ta ... Paulina taka zła ??
Co w niej takiego strasznego ??
No cóż życze wytrwałości chłopie :D
Dodaj komentarz