INFORMACJA I DEZINFORMACJA, CZYLI O LOGOWANIU...
Dzisiejsze zajęcia były prawdziwym koszmarem. Nasza nauczycielka angielskiego (Serafin) zachorowała, wskutek czego mieliśmy zastępstwo ze Zrętkowską i nieplanowaną lekcje polskiego. Nie byłoby to takie tragiczne, gdyby nie pewien szczegół: angielski normalnie jest tuż przed dwoma normalnymi lekcjami języka ojczystego, dzięki czemu mieliśmy PRZEZ TRZY KOLEJNE GODZINY JĘZYK POLSKI! 135 minut ciągłej męczarni z najgorszym nauczycielem w naszym gimnazjum! W dodatku zgodnie z regulaminem zastępstwo jest traktowane jako lekcja specjalna, więc nie obowiązuje jej przepis mówiący o tym, że zabronione jest organizowanie pod rząd trzech zajęć tego samego przedmiotu. Fajnie.
Poza tym na biologii, niemieckim i matematyce nauczycielki zapowiedziały nam zbliżające się wielkimi krokami sprawdziany. Po prostu cudownie... Na w-fie graliśmy na boisku w piłkę mimo temperatury odczuwalnej rzędu 2oC. Ale jak przez to rozchorujemy się na środową debatę, będzie to wina dyrektora. propos debaty – to już w środę! Wprawdzie jesteśmy kompletnie nieprzygotowani, ale to wszystko przez naszego informatyka. W piątek chcieliśmy zrobić prezentację sztuki okresu zniewolenia (przyda nam się podczas opracowywania jednego z argumentów). Potrzebne obrazy zamierzaliśmy pobrać z Internetu. Niestety aktualnie w naszym gimnazjum robią Neostradę, więc do 19 listopada nie ma ZADNEJ możliwości łączenia się z siecią. Ale nie poddaliśmy się. W sobotę przyszliśmy ponownie, tym razem już z reprodukcjami na papierze – chcieliśmy je przeskanować i wsadzić do prezentacji w formie przetworzonej. Okazało się jednak, że nasz informatyk wyjechał na cztero dniowe szkolenie do Krakowa i wróci dopiero we wtorek (czyli na dzień przed planowanym terminem debaty). Poprosiliśmy więc o pomoc dyrektora. On zaś powiedział, że... przykro mu, ale nie potrafi obsługiwać tego skanera. Jedyna osoba w szkole potrafiąca go uruchomić jest... nieobecny informatyk. W tej sytuacji daliśmy spokój i postanowiliśmy sobie odpuścić. Pewnie nasuwa Wam się pytanie, czy uczniowie trzeciej klasy gimnazjum nie potrafią obsługiwać prostego skanera? Cóż... nie. Mam w domu „prosty skaner”, którego obsługa nie stwarza mi żadnych problemów. Natomiast urządzenie zainstalowane w szkole ma inny software i sposób udostępniania na serwerze. Tam nie wystarczy z menu jakiegokolwiek programu wybrać pozycji „skanuj” lub „pobierz z urządzenia obrazowania” ani też nacisnąć przycisku „SKANUJ” na obudowie. Takie „proste” sposoby nie zadziałają. Trzeba otworzyć okno komend sieciowych, wpisać polecenie, poczekać na reakcję urządzenia oraz modlić się, żeby system się nie zawiesił (co nie jest zjawiskiem rzadkim). Aha. I dostęp do urządzeń peryferyjnych jest chroniony hasłem znanym tylko... informatykowi. Swoją drogą, ciekawe, czy w wypadku jego śmierci ktoś byłby w stanie zalogować się do konta administratora? Bo nie jest to wcale takie pewne... Żenada...
Nasza paczka (ja, Mariusz, Tomek, Darek i Zośka) dysponujemy pewnymi hm... środkami umożliwiającymi sobie radzenie w takich sytuacjach, lecz nie jest wskazane, byśmy ujawniali je osobom postronnym. Nawiązując do sprawy – hasło do konta administratora to „atlas”. I wie o tym nasza piątka, informatyk oraz dyrektor. Chociaż ci dwaj ostatni nie wiedzą, że my wiemy...
Dodaj komentarz