O sensie i sensu braku...
Chwilami mam wrażenie, że (zacytuję wybitnego Polaka, śp. Kapuścińskiego) naprawdę „nie ogarniam świata”. Nie rozumiem tego, co mnie otacza. To wszystko jest po prostu bez sensu. Zdałem sobie sprawę (nie dzisiaj, już wiele, wiele tygodni temu), że ja nie chcę być taki, jak wszyscy wokół. Nie chcę być pieprzonym konformistą, z fajną posadką, służbowym laptopem i domkiem na mazurach. Ale problem w tym, że ciągle jestem zawieszony między wygodnictwem a determinacją. Ciągle wybieram, ciągle decyduję się, że od dzisiaj zmieniam swoje życie, a potem znowu ulegam tym przeklętym postawom konsumpcyjnym. Wkurza mnie to i denerwuje, ponieważ robię to, czego nie chcę i z czym jest mi źle. Ale nie mam dosyć wiary/siły/nadziei, żeby zmienić się na dobre i to na stałe.
Niedawno skończyliśmy z Mariuszem (jeśli ktoś nie wie, moim dawnym kumplem) oglądać dwa horrory (jeden nagrany i jeden na żywo w telewizji). Potem jeszcze łaziliśmy po dworze i patrzyliśmy w gwiazdy (to naprawdę skrzywienie zawodowe, jeżeli pół życia spędzisz z głową zadartą do góry!). I wiecie co? Niby było fajnie, ale brakowało mi moich przyjaciół. Brakowało Tomka, który nie mógł przyjechać z powodu wyjazdu. Brakowało Dawida, który nie mógł przyjechać z powodu obowiązków. Brakowało mnóstwa świetnych ludzi, z którymi powinienem być. Niech to! Najbardziej brakowało mi Marty. Ale przecież nie przejadę 60 km żeby powiedzieć jej to o wpół do trzeciej w nocy (nie mam prawa jazdy), ani nie zadzwonię o tej porze (nie będę jej przerywał snu z powodu tej jednej rzeczy). I tak to wszystko jest bez sensu...
Przy okazji, powracam do zarzuconej przeze mnie kiedyś tradycji dodawania cytatu do każdej notki. Tak, żeby było przyjemniej i bardziej interesująco. Tak więc cytat na dziś (a w zasadzie wczoraj, bo miałem coś napisać jeszcze przed północą):
”Łatwiej mi jest czynić zło, którego nie chcę, niż dobro, którego pragnę.”
św. Paweł
Czytam ostatnio opowiadania japońskie sprzed 40 lat. Od zawsze i wszędzie istniały takie problemy. Najlepiej by było połączyć pasję i zawod dający dobre utrzymanie i czas, żeby robić jeszcze inne rzeczy. Heh. Marzenia ;).
Poza tym... jeszcze póki Twoje życie należy tylko do Ciebie i póki żyjesz dla siebie, masz większą swobodę w podążaniu wymarzonymi ścieżkami. Kiedy zakłada rodzinę, to co nazywało się pogardliwie konformizmem, zmienia się w konieczność zapewnienia godnego życia bliskim.
A do Marty... trzeba było dzwonić :) Nawet wyrwana ze snu chciałabym usłyszeć, że komuś mnie brakuje. Chyba każdy chciałby to usłyszeć.
Pozdrawiam.
Dodaj komentarz