ZASADY DYNAMIKI
No i stało się. Dzisiaj rano moje samopoczucie sięgnęło zera absolutnego. Ponieważ czułem (i czuję) się paskudnie, zrezygnowałem z próby przymusowego rozruchu szarych komórek w aparacie wstrząsowym zwanym szkołą. Aby jednak wstawić do bloga notkę dłuższą niż cztery zdania, postanowiłem zamieścić mały skrót z zasad dynamiki. Spokojnie! To tylko brzmi groźnie. W praktyce chodzi o pewien ciekawy list...
Wszystko zaczęło się w piątek na lekcji fizyki. Otóż nasz nauczyciel, jako, że przerabiamy teraz ruch prostoliniowy, postanowił przybliżyć nam tą tematykę w sposób trochę niekonwencjonalny. Mianowicie, przeczytał nam autentyczny (!) list pewnego murarza [bądź, co bądź znającego się na fizyce] do ZUS-u, w którym wyjaśniał on, jak doszło do pewnego przykrego wypadku przy pracy. Ponieważ jednak nie mam dokładnej kopii pisma, postaram się przytoczyć je w sposób mniej lub bardziej precyzyjny.
„Szanowni Państwo!
W związku z otrzymanym od Państwa zapytaniem, dotyczącym szczegółów zdarzenia, które miało miejsce podczas mojej pracy przy budowie trzypiętrowego budynku na ul. Jakiejś tam, postaram się przybliżyć okoliczności całego zajścia. Otóż jako murarz z zawodu, wykonuję swoją pracę już blisko trzydzieści lat. Zawsze staram się sumiennie wypełniać powierzone mi zadania, dbając przy tym o bezpieczeństwo swoje i innych.
Któregoś dnia, podczas przygotowywania stanowiska pracy dostałem polecenie przeniesienia się na niższe piętro. Ponieważ większość sprzętu znajdowała się na placu budowy (parter), zostało mi jedynie posprzątanie porozrzucanych na dachu cegieł. W celu usprawnienia tej czynności postanowiłem wrzucić je wszystkie do drewnianej beczki; następnie przywiązać liną do bloczka, a po zejściu na ziemię opuścić na poziom ziemi.
Po solidnym zamocowaniu liny z beczką do bloczka, zszedłem na dół i zwolniłem blokadę, łapiąc energicznie linę. W tym miejscu pragnę przypomnieć, iż ważę 80 kilogramów. Niestety, zbyt późno uświadomiłem sobie, iż beczka z cegłami waży łącznie 125 kilogramów. Nagle straciłem orientację, a kiedy spojrzałem w dół, zobaczyłem, że unoszę się w stronę dachu z zawrotną prędkością. Gdzieś w połowie drugiego piętra (dokładnego miejsca nie pamiętam) spotkałem się z beczką opadającą w przeciwnym kierunku. Stąd pęknięta czaszka i wybite kości żuchwy. Na szczęście instynktownie trzymałem mocno linę, aż do momentu, kiedy moja prawa ręka wkręciła się w bloczek prowadzący linę zamocowany na dachu. Tym należy tłumaczyć pęknięty nadgarstek i zmiażdżone trzy palce. Porażony ogromnym bólem poluzowałem odrobinę linę, co wystarczyło, by 125-cio kilogramowa beczka uderzyła z impetem o ziemię.
Na skutek uderzenia od beczki oderwało się dno razem z całym balastem. W tym miejscu pragnę jeszcze raz przypomnieć, iż ważę 80 kilo, zaś beczka pozbawiona głównego ciężaru miała jedynie 25 kilo. Rozpocząłem więc gwałtowne opadanie w dół. Gdzieś w połowie odległości pomiędzy dachem a ziemia po raz drugi zderzyłem się z beczką. Teraz już Państwo wiecie, skąd pęknięta kość śródstopia lewej nogi i pokiereszowany staw kolanowy. Przejęty ogromnym bólem spadłem na rozwalony stos cegieł. Zdaje mi się, że wtedy wybiłem sobie dysk i złamałem obojczyk.
Niestety, na wpół przytomny, straciłem resztki zdrowego rozsądku, puszczając linę, którą do tej pory cały czas miałem w lewej ręce. Po kilku sekundach 25-cio kilogramowa beczka spadła na mnie, miażdżąc mostek, miednicę oraz cztery żebra. Na szczęście koledzy w porę zawiadomili pogotowie i po kilkunastu minutach zostałem przetransportowany do szpitala.
Mam nadzieję, Iż dostarczyłem Państwu wszystkich informacji niezbędnych do wyjaśnienia całej sprawy. Jeśli zaś to nie wszystko, cały czas służę swoją pomocą i zaangażowaniem,
Z poważaniem,
XXX,
Murarz zawodowy”
Cóż, trzeba przyznać, że człowiek ten może i nie ma wyższego wykształcenia, jednak znakomicie potrafi opisywać zjawiska dynamiki. Fizyk miał rację...
Dodaj komentarz