D-A-R-P-A
W zasadzie dzisiejsza notka miała być zupełnie o czymś innym, ale nie mogę się powstrzymać od skomentowania pewnego artykułu. Otóż w majowym numerze miesięcznika „Wiedza i Życie” (z bieżącego roku) na jednej z pierwszych stron znalazł się artykuł dotyczący pewnego projektu realizowanego przez amerykańską Agencję ds. Rozwoju Zaawansowanych Obronnych Projektów Badawczych (w skrócie DARPA). Otóż ogłoszono otwarty konkurs: okrągły milion dolarów dla tej grupy/konstruktora, który zbuduje pojazd zdolny samodzielnie przejechać 400 km w ciągu 10 godzin. Niestety prawa autorskie uniemożliwiają mi przytoczenie artykułu w sposób dosłowny, toteż samodzielnie streszczę go w możliwie ciekawy sposób.
Do ostatecznej próby, mającej rozgrywać się na pustyni Mojave zostało zakwalifikowane 15 pojazdów. Zwycięzca musiał pokonać cały dystans zachowując maksymalną sprawność, nie pozabijać wszystkich po drodze i nie otrzymywać żadnej pomocy bądź sterowania z zespołu kontrolnego. Mogłoby się wydawać, że nagroda jest prawie w kieszeni – przecież tyle inteligentnych robotów, mikroprocesorów i innych urządzeń jest na co dzień obecnych w naszym życiu; rakiety sterowane laserem, Globalny System Namierzania, Globalny System Pozycyjny, nawet roboty kardiochirurgiczne operujące ludzkie serce! Wszystkie te urządzenia samodzielnie potrafią przeprowadzać niekiedy bardzo skomplikowane wyliczenia, porównywać trajektorie, kąty, wymiary. Wystarczyłoby więc wsadzić to wszystko do jednego pudła, dodać silnik i cztery koła, a na koniec wysłać samopas na pustynię myślami wyobrażając sobie niebotyczną wygraną 1 000 000 $. Niestety, po raz kolejny okazało się, że mimo szalonego postępu technologicznego ludzka nauka nie może choć nawet w minimalnej części porównywać się z naturą.
Chcecie wiedzieć, jaki był wynik zmagań? Żaden pojazd nie dotarł do mety. ŻADEN nie przebył nawet ź drogi. Zwycięzca przejechał w nienaruszonym stanie... niecałe 7 kilometrów, po czym walną w skałę i szlag go trafił. Dokładnie – 6,7 kilometra. To niecałe 1,7% CAŁEJ trasy! Cała piętnastka wyruszająca na wyścig wyposażona była w najnowocześniejsze cuda techniki – kamery zwykłe, na podczerwień, termowizyjne, noktowizyjne, GPS-y, lampy stroboskopowe, układy nawigacyjne, lasery, dalmierze, nawet tak proste urządzenia jak kompasy, żyroskopy. Mimo to ŻADEN nie pokonał nawet 10 kilometrów. Wspomniany już zwycięzca uderzył w skałę i zapalił się, wskutek czego elektronika kosztująca 3,5 miliona dolarów poszła z dymem. Drugi na podium, robocik o wdzięcznym imieniu „David” sam przewrócił się na prostej drodze i został unieruchomiony. Kolejny przy łagodnym wejściu w zakręt z prędkością 40 km/h kilka razy dachował.
Wszystkie powyższe przykłady pokazują, jak daleko nam jeszcze do stworzenia robota doskonałego, posiadającego choćby sztuczną inteligencję. I może to i dobrze; bo strach pomyśleć, gdyby takie „głupie” maszyny, jak przedstawiciele projektów ścigających się na pustyni Mojave zechciały nami rządzić? Na szczęście scenariusz podobny do „Terminatora” czy „Matriksa” w tej chwili nam nie grozi. Wcale nie dlatego, że tworzona przez nas technologia jest zła, niedoskonała. Dlatego, że nawet najszybsze komputery nie potrafią samodzielnie myśleć, i jeżeli nie pokieruje nimi naprawdę dobry specjalista, to efekty będą jeszcze gorsze niż opisywany wyżej „wyścig szczurów”. I nikt nad nimi nie zapłacze.
Motto na dziś:
Tajemną nadzieją robotów było to, że staną się ludźmi, a to ludzie stają się robotami.
Dom Helder Camara