Po prostu moje życie, moje pasje, moje namiętności...
Jeśli ktoś chce, to zobaczy bloga niezaleznie od tego, co tutaj napiszę. A jeżeli ktoś nie ma ochoty wejść, to bez względu na to, co tutaj napiszę i tak mnie nie odwiedzi :)
Jestem chory. W ubiegły wtorek dopadło mnie jakieś paskudne choróbsko, które okazało się być zapaleniem ucha środkowego. Przez to właśnie czuję się w tej chwili jakby przejechał mnie walec drogowy. Dlatego przepraszam za niepisanie niczego w obrębie ostatniego tygodnia i jednocześnie informuję, że możliwe jest pojawienie się następnej notki dopiero za kilka, kilkanaście dni, kiedy wreszcie wyzdrowieję. Tymczasem idę się kurować.
Ostatnio dużo się działo, jak to zresztą bywa zawsze na początku roku szkolnego. Nim jednak opowiem wszystko dokładnie, gwoli ścisłości napiszę o tym, jak spędziłem kalendarzowy pierwszy wrzesień – dzięki sprzyjającym okolicznościom mieliśmy z Martą możliwość wspólnego wybrania się do kina i miłego wypełnienia czasu w dniu, kiedy to zazwyczaj trzeba iść do szkoły. Po wyjściu z kina spotkaliśmy jeszcze naszą wspólną koleżankę ze szkoły, która tak się rozgadała, że wycięła nam całą godzinę zegarową z życiorysu. Na szczęście po pewnym czasie udało nam się od niej uwolnić, by kontynuować wakacyjno-szkolne spotkanie ;)
A jaki był czwarty września? Pod niemal każdym względem taki jak zawsze, z tą różnicą, że jeszcze fajniejszy. Dowiedziałem się, że jedna jedyna osoba z mojego dawnego gimnazjum poszła w moje ślady i wybrała liceum, w którym się uczę (osobą tą jest chłopak imieniem Stasiek). Reszta po prostu zdezerterowała sądząc, że nie dadzą rady i że będzie im tutaj zbyt ciężko. Taki właśnie błąd popełnia 99% populacji: każdy boi się nieznanego, ale tylko nieliczni powstają, by się z nim zmierzyć i ostatecznie rozwiać swoje obawy. Reszta natomiast idzie na łatwiznę i wybiera życie po najmniejszej linii oporu. Ale czy za 5, 10, 20 czy 50 lat będą z tego zadowoleni? Czy z czystym sumieniem będą mogli spojrzeć w lustro i uśmiechnąć się do swojego odbicia? Czy też oszukają siebie mówiąc „i tak nie dałbym/dałabym rady, dobrze więc, że wybrałem/am łatwiejszą ścieżkę mojego życia”? Przez całe życie podejmujemy wybory i przez całe życie uczymy się. Mimo to i tak na zawsze pozostajemy głupi i niedoświadczeni, jednak jest różnicą, czy ta głupota wynika z braku chęci do twórczego myślenia i zmieniania siebie (przytoczę tutaj zasadę, o jakiej wspominał były dyrektor gimnazjum, w którym się uczyłem: „Jakim mnie Boże stworzyłeś, z takim się mną męcz”) czy też z faktu, że uczymy się ciągle i ciągle jeszcze za mało wiemy.
Ale dosyć już filozoficznych wywodów. Co się zmieniło w czasie dwóch miesięcy wakacji? Do naszej klasy doszedł jeden chłopak, który przeniósł się z IB (z tego, co widziałem przez pierwszy tydzień nauki, niestety nie jest on normalnym i zrównoważonym człowiekiem, reprezentuje raczej tę męską część klasy, do której należy dwóch Tomaszów oraz Przemek). Poza tym dyrekcja zmieniła nam nauczycielkę matematyki (ponieważ przeważająca część klasy nalegała na to twierdząc, że nasza dotychczasowa sorka niczego nie była w stanie nauczyć; oczywiście to nieprawda, ale sprawdza się kolejna zasada, tym razem ta, którą usłyszałem kiedyś od mojego fizyka w gimnazjum: „większość ludzi jest głupia” – banalne, ale jak najzupełniej prawdziwe). Nowa nauczycielka jest zmienna – gdy ma dobry dzień, naprawdę fajnie uczy; gdy ma zły – wtedy jest nieznośna (cos w stylu naszej germanistki, brrr!). Poza tym na żadnych innych stanowiskach nie mamy zmian.
Pierwszy tydzień szkoły upłynął ciężko. Dobrze jednak, że w następny weekend szykuje się bardzo fajny przerywnik, w postaci ostatniego już dnia naszego projektu astronomicznego. Tym razem zrobimy go w okolicach mojego domu, bo teleskop fatalnie znosi podróże i wyboje. Nie wiem, kogo zaprosimy na spotkanie, ale już teraz wiem, że na 100% przybędzie Marta i Kasia, czyli w zasadzie tylko ich towarzystwo jest mi potrzebne do szczęścia ;) Przy sprzyjających okolicznościach może uda nam się także zaprosić Sebastiana (poznaliśmy go podczas trzeciego dnia projektu) z jego własnym teleskopem (Newton 8”).
Dzięki uprzejmości Marty w tym tygodniu przeczytałem wreszcie pierwszą część Władcy Pierścieni. TA SERIA JEST PO PROSTU SUPER! Śmiało mogę ją przyrównać do mojego ulubionego cyklu (Harry Potter oczywiście), a skoro robię takie porównanie, znaczy to naprawdę wiele. Pierwszy tom „pochłonąłem” w kilka, kilkanaście godzin, zaś jutro Marta ma przywieźć mi następny. Wtedy pewnie też rzucę się do lektury i nie spocznę dopóki nie skończę :) a wszystko zaczęło się od tego, że zarówno ja, jak i Marta lubimy fantastykę, więc postanowiliśmy zająć się obejrzeniem trzech części Władcy, którzy w niedługim czasie pojawią się na TVNie. Ponieważ jednak nie chciałem być w tyle, poprosiłem Martę o pożyczenie mi serii, żebym mógł zapoznać się z jej fabułą. I tak powstał choccapic :D