Po prostu moje życie, moje pasje, moje namiętności...
Jeśli ktoś chce, to zobaczy bloga niezaleznie od tego, co tutaj napiszę. A jeżeli ktoś nie ma ochoty wejść, to bez względu na to, co tutaj napiszę i tak mnie nie odwiedzi :)
Uff, jakoś udało mi się przebrnąć przez niewiarygodne wprost ilości pracy i rozmaitej papierkowej i nie papierkowej roboty, która zalegała stale na moim biurku. Powoli ogarnąłem najważniejsze sprawy, w samą porę, ponieważ teraz (piszę te słowa w zasadzie już wieczorem) ogarnęła mnie z kolei senność i chęć leniuchowania. :) tak więc najpewniej niedługo po publikacji tej notatki udam się na zasłużony odpoczynek.
Odrobiłem dzisiaj większość prac domowych, przy okazji zajrzałem do kilku zapomnianych zeszytów. Naszej matematyczki nadal nie widać i nic nie zapowiada tego, że powróci w przyszłym tygodniu (w poniedziałek na pewno jej nie ma, więc mamy podstawy przypuszczać, że nie pojawi się też na naszych dwóch godzinach we wtorek). Szczerze mówiąc, zaczynam się coraz bardziej martwić, jak my to wszystko nadrobimy (zaległości sięgają 10 godzin i ciągle rosną!) skoro do Świąt pozostały jeszcze tylko niespełna dwa tygodnie.
Świąteczna atmosfera jest widoczna przede wszystkim w centrach handlowych, galeriach, sklepach, itp. Może dlatego, że mamy teraz bardzo dużo pracy w szkole jakoś nie czuję specjalnie klimatu nadchodzącego Bożego Narodzenia. Jednak największy wpływ ma na to niewątpliwie brak śniegu. Gdyby grudzień był taki jak cztery lata temu, kiedy to im bliżej końca roku, tym robiło się mroźniej i częściej padał śnieg... Ach, rozmarzyłem się ;) Nie wszystko jednak stracone. Mam nadzieję, że spóźniona zima jednak da nam znać o sobie i będziemy mieli wiele okazji do korzystania z uroków szaleństwa w białym puchu.
Wojownik światła zawsze zyskuje wiarę i nadzieję wtedy, gdy najbardziej jej potrzebuje. Miałem okazję przekonać się o tym dzisiaj i w ciągu ostatnich kilku dni. W trudnych momentach, kiedy potrzebowałem pomocy i wsparcia mogłem liczyć na Martę. Zawsze wtedy, kiedy potrzebowałem jej czułego Słowa, uśmiechu, miłego gestu.
Jeszcze w ubiegłym tygodniu, kiedy byłem na większych zakupach, jakich od dosyć dawna nie robiłem, przeglądałem wystawę książkową w jednym ze sklepów. Chciałem wybrać jakiś prezent mikołajkowy dla Marty, jako że już niespełna tydzień później miała miejsce ta szczególna uroczystość. Ponieważ nie robiliśmy żadnych mikołajek w szkole, chciałem zupełnie niezależnie poprosić św. Mikołaja o pewien prezent dla najdroższej mi osoby :) Wybór wahał się między Eragornem oraz Być jak płynąca rzeka Paulo Coelho. Wiedziałem, że obydwie książki na pewno spodobałyby się Marcie, wszak wybrałem tę, która była bliższa memu sercu, ponieważ dwa serca zawsze znajdą wspólny język. Z tomem Coelho wybrałem się do sąsiedniego stoiska po ładną torbę świąteczna z bałwankiem śnieżnym, abym miał w co zapakować ten cenny dla mnie prezent. Dodałem jeszcze coś na osłodę (białą czekoladę); pozostało mi więc czekać na szósty grudnia.
W międzyczasie sam postanowiłem przeczytać tę książkę, gdyż ja także (właśnie tak samo jak Marta) lubię prozę Coelho, pełną niezwykłego klimatu i wręcz niesamowitego przekazu emocjonalnego. Nie chcę teraz rozwodzić się nad treścią książki, gdyż na to będzie czas w innej notce. Tak czy inaczej, przeczytałem książkę, po czym nadszedł dzień 06.12.06.
Traf chciał, że akurat na godzinę przed rozpoczęciem lekcji (a dokładnie na godzinę przed rozpoczęciem lekcji przez dziewczyny, bo rozpoczynały w-fem) mieliśmy spotkanie z naszym fizykiem (pseudo: Ryśio) w ramach jednego z wewnątrzszkolnych projektów naukowych. Akurat nadarzyła się okazja, kiedy na trzecim piętrze byłem ja i Marta, więc wyciągnąłem ukrytą sprytnie w plecaku paczkę z podarunkiem przekazując jej najserdeczniejsze życzenia mikołajkowe.
Marta była bardzo zaskoczona i jednocześnie bardzo wzruszona. Uśmiechnęła się do mnie i powiedziała, że nie ma niestety nic dla mnie, ponieważ nie spodziewała się prezentu. Ja odparłem, że dla mnie najważniejsze jest to, że jest szczęśliwa i cieszy się z podarunku, ponieważ wolę dawać prezenty, niż je otrzymywać. Marta wzruszonym głosem podziękowała mi po raz kolejny i rozpakowała paczuszkę, w której znajdowała się wybrana kilka dni wcześniej książka. Kiedy zobaczyła, co znajduje się w środku, uśmiechnęła się jeszcze szerzej, a w jej oczach pojawiły się łzy szczęścia. Objęła mnie i przytuliła mocno, cały czas uśmiechając się promiennie. Wtedy właśnie pojąłem, że słowa wojownika światła są prawdą. W tej jednej chwili zamknął się cały świat mojej wędrówki. Zrozumiałem, że nigdy nie wolno się poddawać, gdyż cel znajduje się bliżej, niż przypuszczamy. Po serdecznej rozmowie z Martą podczas wręczania prezentu, tego dnia jeszcze wiele, wiele razy radośnie rozmawialiśmy, o rzeczach tak błahych i tak wzniosłych, że nie sposób jest przytoczyć je tutaj.
Byłem bardzo wzruszony tym zdarzeniem. W jednej chwili zrozumiałem, że moja nadzieja nigdy nie zgaśnie i nic nigdy jej nie pokona. Zupełnie tak samo, jak mojej miłości. Ponieważ kiedy kochamy, pokazujemy w sobie Dobro, a Dobro zawsze zwycięża, tak jak zwycięża nasza miłość.
W chwili, kiedy tracisz nadzieję, zwróć się o pomoc do najbliższej Ci osoby. Ponieważ zawsze wtedy, kiedy znikąd nie spodziewamy się pomocy, otrzymujemy ją, a kiedy wydaje nam się, że straciliśmy nadzieję, ona odżywa w nas niczym ognisty płomień. Ponieważ nadzieja nigdy nie umiera i nic ani na tym, ani na tamtym świecie nie może jej zniszczyć.
Dzisiaj z kolei (piątek) zrozumiałem, że słowa wojownika światła są prawdziwe zawsze. Nic nie zapowiadało, że ten dzień będzie nietypowy, że spędzę go w jakiś wyjątkowy sposób. I znowu okazało się, że nadzieja czeka na nas krok przed nami. Wystarczy ruszyć naprzód.
Kiedy wychodziłem z klasy polskiego na dziesięciominutową przerwę, poczułem, jak ktoś obejmuje mnie i prowadzi. Spojrzałem w lewo i spostrzegłem Martę. Zapytała się, czy pójdę z nią na chwilę do szatni. Zgodziłem się, gdyż przypuszczałem, że nie ma klucza i chce, żebym jej otworzył kłódkę. Kiedy weszliśmy do środka orientowałem się, po co Marta tutaj przyszła. Ogarnęło mnie wzruszenie i niezwykle ciepłe uczucie, kiedy przed moimi oczami zobaczyłem tę najdroższą mi osobę z prezentem w rękach. Powiedziała, że Mikołaj się trochę spóźnił, ale oto podarunek od niego. Poczułem się jednocześnie bardzo szczęśliwy, ale też nie wiedziałem, co powiedzieć. Byłem szczęśliwy wcale nie dlatego, że dostałem ten konkretny prezent. Byłem szczęśliwy dlatego, gdyż Marta pomyślała o mnie i sprawiła mi naprawdę przecudowną niespodziankę. Nie wiedziałem natomiast, co powiedzieć, gdyż wzruszenie ścisnęło moje gardło i było mi strasznie głupio, że Marta kupiła mi prezent. Naprawdę dziwne są koleje losu, skoro dwa dni wcześniej pewnie tak samo jak ja czuła się Marta. Ale czy to było złe uczucie? Ależ skąd! Razem ze środowym wręczeniem prezentu to była najwspanialsza rzecz, jaką doświadczyłem.
Kiedy mówiłem Marcie, że naprawdę jest mi bardzo miło ale i głupio zarazem (czy ktoś kiedykolwiek przypuszczał, że czucie się głupio może być tak niewiarygodnie wspaniałym uczuciem?), ona powiedziała oczywiście żartując, że obrazi się, jeżeli nie przyjmę prezentu. Ja zacząłem mówić początki kilku wyrazów, gdyż znowu ogarnęło mnie wzruszenie i wielka miłość, na co Marta oczywiście udała, że będzie próbowała się obrazić i odwróciła głowę w lewo. Ja podszedłem bliżej i delikatnie przesunąłem dłonią po jej policzku, odwracając jej głowę z powrotem. Powiedziałem wiele słów serdecznego podziękowania i tuż przed wyjściem z szatni przytuliłem i uścisnąłem ją czule. Kiedy powiedziała, że ma nadzieję, że prezent będzie mi się podobał, otworzyłem paczkę i oniemiałem z zachwytu i (po raz kolejny już dzisiaj) wzruszenia. Oto trzymałem w rękach piękne, przepiękne wydanie Niedokończonych Opowieści Tolkiena! Wspaniała okładka z ilustracjami i naniesionymi laminatami, kartki z szorstkiego papieru imitującego stare wydania, po prostu ósmy cud świata. Kiedy ja oglądałem książkę, Marta stwierdziła, że to wydanie zostało tłumaczone przez bardzo dobrego tłumacza. Rzeczywiście, kiedy przewróciłem kartę tytułową okazało się, że tekst tłumaczył bardzo dobry literat. Naprawdę prezent Marty sprawił mi ogromną radość i niespodziankę. Po raz drugi w tym tygodniu zaznałem tak bardzo zapomnianego uczucia: czystego, prawdziwego i niczym, absolutnie niczym nie zmąconego szczęścia. Przytuliłem Martę po raz drugi, obejmując ją dłużej i starając się powiedzieć bez słów to, co tak bardzo pragnąłem jej przekazać: Dziękuję. Dziękuję, że jesteś tu ze mną. To dla mnie bardzo ważne. W międzyczasie, kiedy siedzieliśmy tuż obok siebie w szatni, przyszła do nas Kasia W. Zobaczyła z boku otwartą szatnię i myślała, że ktoś jej nie zamknął. Kiedy weszła do środka, przeprosiła, że przeszkadza i wytłumaczyła, że sądziła, że jest tutaj kilka innych osób z klasy. Porozmawiała z nami dosłownie chwilkę, po czym wyszła. Po kilku minutach czułej i radosnej rozmowy, my także wyszliśmy z Martą z szatni, zamykając ją za sobą. Byliśmy uśmiechnięci i naprawdę, naprawdę szczęśliwi. Zarówno ja, jak i Marta. W ciągu dnia jeszcze wiele razy dziękowałem jej i uśmiechałem się podczas naszych wspólnych rozmów, kiedy śmialiśmy się i słuchali razem. Jakie to cudowne uczucie móc dojrzeć w oczach Marty te radosne iskierki, to roześmiane spojrzenie, które widziałem w szatni, pełne ciepła, radości i miłości. Wreszcie, kiedy mogę dostrzec jej uśmiech, kiedy wiem, że jest jej dobrze, jest szczęśliwa i naprawdę radosna, wtedy wszystkie smutki ulatują z mej duszy. Nigdy nie zapomnę spotkania dzisiaj, w środę, tych uścisków i przytulania się, tego uśmiechu i cudownego ciepła, jakim Marta promieniuje blisko mnie. Nigdy nie zapomnę wszystkich cudownych uczuć, jakie są między nami.
Dzisiaj poza rozmowami rano, prowadziliśmy wiele rozmów w późniejszych godzinach oraz po szkole, kiedy to mieliśmy okazję długo, naprawdę przyjemnie, szczerze i czule porozmawiać na GG.
Dzisiaj, wczoraj i środa to były trzy najpiękniejsze dni mojego życia.
Dzisiejszy dzień zapadnie mi w pamięci do końca życia. Dzisiaj bowiem, po raz pierwszy tak wyraźnie zobaczyłem cel mojej wędrówki, wędrówki wilka. Zupełnie tak, jak mogłem wczoraj przeczytać – kiedy już znikąd nie spodziewamy się nadziei, ona nagle pojawia się w naszym życiu i nadaje mu sens wtedy, kiedy nie oczekiwaliśmy już żadnej pomocy.
Ten jeden gest, te kilka Słów, jakie dzisiaj usłyszałem, wystarczyły, bym POKONAŁ NA ZAWSZE złe myśli. Dziękuję Ci ZA WSZYSTKO. Za wszystko, co było dzisiaj, wczoraj, zawsze. Dzięki Tobie uświadomiłem sobie, że mimo zwątpienia, podjęcie wędrówki było najwspanialszą decyzją mojego życia. Dzięki Tobie utwierdziłem się w przekonaniu, że warto dążyć do celu o każdej porze dnia i nocy.
Przytuliłaś mnie wtedy, kiedy najbardziej tego potrzebowałem, uśmiechnęłaś się do mnie gdy byłem zasmucony. Objęłaś mnie w trudnych chwilach. Zatrzymałaś mnie wtedy, kiedy chciałaś, bym był blisko. Powiedziałaś ciepłe słowo, kiedy byłem pogrążony w melancholii. Po prostu pomogłaś mi. Dziękuję.
Uczucie i miłość, jaka mi dzisiaj towarzyszy pozostanie mocna i niezwykła przez cały okres wędrówki oraz potem, kiedy już osiągnę jej cel. Tylko dzięki Tobie.
Dzisiaj będę pisał bardzo krótko, ponieważ jest już stosunkowo późno, a muszę się wyspać - jutro czeka mnie ciężki dzień (przede wszystkim ze względu na sprawdzian z chemii).
Ponadto po raz pierwszy od dłuższego czasu spotkałem się z Martą. Ale o tym opowiem jutro albo za kilka dni.
Dzisiejszy dzień spędziłem przede wszystkim na spaniu :D Wstałem krótko przed południem, akurat by móc podziwiać piękny, słoneczny i bezchmurny dzień w całej okazałości. Było całkiem ciepło, więc zaraz po śniadaniu (czyli gdzieś około dwunastej) wybrałem się na spacer, aby zobaczyć być może ostatnie dni pięknej, ale nadzwyczaj późnej jesieni. Mimo, że wg kalendarza astronomicznego jesień powinna kończyć się dopiero dwudziestego trzeciego grudnia, to na chwilę obecną można raczej przyjąć, że to początek zimy jest taki bezśnieżny i łagodny.
Cieszę się, że wreszcie mogłem zobaczyć słońce świecące wysoko na niebie – przez pierwszą połowę minionego tygodnia niezwykle gęsta mgła sprawiała, że nie było widać nie tylko nieba, ale także niczego co znajdowało się dalej niż kilka metrów przede mną. Z tym większą radością powitałem w czwartek zmianę pogody na lepsze. Mam tylko nadzieję, że utrzyma się ona jak najdłużej.
Udało mi się dzisiaj odrobić wszystkie zadane prace domowe oraz rozpocząć naukę do duuużego i bardzo trudnego sprawdzianu z chemii, jaki czeka mnie już w poniedziałek. Niestety nasza chemiczka jest osoba lekko nienormalną, więc nie udało nam się jej przekonać, że nikt, ale to absolutnie nikt z klasy nie uzyska z tego sprawdzianu oceny lepszej niż 1. To już nawet na matmie mamy większe szanse na dwójkę lub trójkę. A tutaj w zasadzie napisanie przez nas sprawdzianu będzie czystą formalnością – równie dobrze możemy pojutrze oddać puste kartki – i tak dostaniemy jedynki i tak. Szkoda tylko, że sorka jest kompletnie niereformowalna i nie możemy w żaden sposób wyjaśnić jej naszych problemów.
Od ponad tygodnia nie ma także naszej matematyczki. Nie jesteśmy pewni, czy to tylko wyjazd służbowy, czy też niestety/na szczęście zachorowała, pozostaje jednak faktem, że tuż po jej powrocie możemy się spodziewać szybkiego, wręcz morderczego tępa pracy, którego zadaniem będzie nadrobienie powstałego opóźnienia. Skoro jednak nie możemy wytrzymać standardowego tempa pięciu godzin tygodniowo, to jak przetrzymamy więcej? Oczywiście odpowiedź na to pytanie nie będzie jej wcale interesowała. Liczą się tylko wyniki. Po trupach do celu...
Z kolei dzisiejsze popołudnie spędziłem na pomaganiu tacie w kilku pracach porządkowych wokół domu. Przede wszystkim zabezpieczałem krzewy i rośliny zielone przed ewentualnym zniszczeniem, jakiego mógłby dopuścić się mój pies. Robota była dość żmudna, ale zakończona w 90% sukcesem. Pozostałe dziesięć procent zmuszony jestem odrzucić, jako, że nie starczyło nam siatki ochronnej i w poniedziałek czeka nas kolejny wypad do OBI po następną rolkę. Wtedy dopiero dokończymy ogrodzenie.
Wczoraj jak i dzisiaj mamy piękną, bezchmurną noc. Szkoda tylko, że księżyc świeci tak jasno i jest raczej zimno – warunki niekorzystne na wyciąganie teleskopu i robienie obserwacji. Ale czy właśnie spoglądanie w gwiazdy podczas spaceru w taką noc nie ma swojego uroku?
Tak bardzo pragnę powiedzieć Ci coś. Proszę Cię, zrozum, jakie to dla mnie ważne.