SORRY. I'M LATE
Przepraszam za drobne opóźnienia w dodawaniu notek. Jutro napisze szerzej o całym weekendzie.
Po prostu moje życie, moje pasje, moje namiętności... Jeśli ktoś chce, to zobaczy bloga niezaleznie od tego, co tutaj napiszę. A jeżeli ktoś nie ma ochoty wejść, to bez względu na to, co tutaj napiszę i tak mnie nie odwiedzi :)
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
01 | 02 | 03 | 04 | 05 | 06 | 07 |
08 | 09 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 |
15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 |
22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 |
29 | 30 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 |
Przepraszam za drobne opóźnienia w dodawaniu notek. Jutro napisze szerzej o całym weekendzie.
Wczoraj na przedostatniej lekcji mieliśmy bardzo interesujący apel. Ponieważ w środę po lekcjach w szkole odbywała się dyskoteka andrzejkowa, jak zwykle dyrektor wylewał nam swoje żale dotyczące zachowania niektórych osób. Tym razem jednak rzeczywiście przesadzili. A zaczęło się, jak zwykle, bardzo głupio.
Mateusz B. Jest najgorszym, najgłupszym i najwredniejszym uczniem w naszej klasie. Nikt go nie lubi (oczywiście z tych lepiej uczących się; ci gorsi ubóstwiają go za to, że potrafi przekląć nauczycielowi w twarz i odmówić przeproszenia za swoje zachowanie) ale chcąc, niechcąc musimy znosić jego towarzystwo. Dyrektor najlepiej przeniósłby go do innego gimnazjum, ale nikt nie zamierza przyjmować takiego delikwenta.. Ale chyba za bardzo odbiegłem od tematu. No więc ów Mateusz postanowił bardzo długo bawić się na dyskotece. A że zabawa szybko męczy, więc razem z dwójką absolwentów naszego zaszczytnego gimnazjum postanowił zainwestować w wysokoprocentowe wspomaganie. Złożyli się wszyscy po 15 złotych i jeden z nich (Jasiek K.). udał się do sklepu po zaopatrzenie. Ponieważ jednak nie miał własnej reklamówki, Mateusz dał mu swój plecak. Po dokonaniu transakcji spoczywały w nim trzy butelki wina porzeczkowego, puszka piwa i paczka papierosów. Z całym tym ekwipunkiem Jasiek pędził do szkoły. Pędził, ponieważ do rozpoczęcia dyskoteki zostało tylko 15 minut. Niestety na swoje nieszczęście, przy głównej bramie natrafił na... dyrektora.
Dyrektor zobaczył Jaśka i chciał z nim chwile zagadać. Jasiek zatrzymał się i zaczęli rozmowę. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że w pewnym momencie ten drugi poślizgnął się i szarpnął plecakiem. Ten zaś wydał dźwięk stuknięcia butelką o butelkę. Domyślacie się zapewne, co było dalej. Dyrektor natychmiast zaprowadził Jaśka do pokoju nauczycielskiego i zrobił przeszukanie. Znalazł całe zaopatrzenie i dowiedział się, czyj był plecak. Mimo tak beznadziejnej sytuacji Jasiek wziął całą winę na siebie, mówiąc, że nie wiedział, czyj jest plecak, i że tylko pożyczył go sobie, bo wisiał w szatni. Było to tak oczywiste kłamstwo, że nikt w nie nie uwierzył, tym bardziej dyrektor. Mateusz został wezwany do pokoju w celu złożenia wyjaśnień. Potwierdził wersję Jaśka. Mimo to dyrektor nie oddał mu plecaka. Powiedział, że jeśli chce go otrzymać z powrotem, ma zaczekać do następnego dnia (czyli do czwartku).
W czwartek zaś został zwołany już wspomniany apel. Dyrektor powiedział w skrócie, o co chodzi i poprosił Mateusza na środek sali. Następnie postawił przed nim plecak z zawartością i puste wiadro. Mówił, że Mateusz wie co robić, żeby odzyskać plecak. Mateusz oczywiście wiedział. Publicznie wylał do wiaderka wszystkie trzy wina, piwo oraz rozerwał każdy papieros na malutkie kawałeczki. Na koniec całą mieszaninę wylał do klozetu. Wtedy dopiero dyrektor oddał mu plecak, mówiąc przy okazji, ze chętnie wlepiłby mu naganę z wpisaniem do akt, ale nie ma dostatecznych dowodów, że wersja zmyślona przez Jaśka nie była prawdziwa.
Apel był wyjątkowo ciekawy. Aha. I mamy zakaz robienia dyskotek do końca kwietnia. Fajnie...
Dzisiaj pisaliśmy olimpiadę z matematyki. Teoretycznie byliśmy znakomicie przygotowani, w praktyce – każdy wiedział tyle, co nic. Ale co mieliśmy robić, jeśli Balcerakowa (nasza nauczycielka matematyki) powiedziała nam o teście... dzisiaj rano! Tak więc w rzeczywistości pisaliśmy „na żywioł” – co kto umie. W dodatku nie podbudowały nas apele dyrektora, który przechodził po klasach i mówił, żeby „w olimpiadach brali udział jedynie ci, którzy rzeczywiście czują się na siłach. Bo jak ktoś idzie sobie tak tylko dla jaj, żeby urwać się z godziny lub dwóch, traktuje niepoważnie zarówno samego siebie jak i nauczycieli. Bo jak np. może się czuć Pani Celina, kiedy z 12 osób biorących udział w olimpiadzie 8 napisało na mniej niż 10%? Dobrze chociaż, że dwóch uczniów przeszło do dalszego etapu [gwoli ścisłości – Tomek T. Z naszej klasy i Damian Ch. Z IIIb]. Obiecuję jak to stoję, że jeśli ktoś mi pójdzie na konkurs i napisze na powiedzmy jedno pytanie, lub co gorsza – tylko podpisze się i odda czysty test, to osobiście wstawię mu niedostateczny z zachowania za negatywne reprezentowanie szkoły na konkursach przedmiotowych...” Wprawdzie oczywiste było, że nie mógł nam postawić jedynki za olimpiadę matematyczną, bo to by oznaczało, że „przypałowałby” jednych z lepszych uczniów, jednak pewien dyskomfort psychiczny pozostał.
W/w test pisaliśmy 60 minut. Było 9 zadań. Odpowiedzi napisałem do 7, z czego może 3-4 będą poprawne. Drugi etap raczej mi nie zagraża. Co gorsza, podobne zdanie ma większość pozostałych uczestników. Balcerakowa jest załamana, a my pocieszamy ja jak możemy ;-) Najciekawiej było jednak po zakończeniu testu – po 60 minutach obliczeń mieliśmy normalną, planową lekcję matematyki (olimpiadę pisaliśmy bowiem na angielskim) – kolejne 45 minut BEZ ŻADNEJ PRZERWY. Myślałem, że wykituję! Co, jak co, ale bitych dwóch godzin liczenia nie jestem w stanie wytrzymać. Gdy koszmar się skończył, myślałem, że mi łeb się zapali...
Ale dosyć o tych nieprzyjemnych rzeczach. Wreszcie udało mi się ujarzmić program obsługujący projekt SETI@HOME. Okazało się, że powodem braku jakichkolwiek działań klienta sieci był niedokończony transfer głównej części aplikacji (program dokonał autoaktualizacji). Po ściągnięciu wszystkich niezbędnych elementów system SETI@HOME pobrał z serwera uniwersytetu Berkeley w Kalifornii pierwszą jednostkę roboczą danych – WU (Work Unit). Po czym na ekranie pokazał się następujący komunikat: SETI@home - 2004-11-24 15:58:42 - Resuming computation for result 08ap04aa.750.5250.736064.184_2 using setiathome version 4.08 a magiczny pasek straszący do tej pory wartością 0,00% zaczął się powoli zapełniać. Niestety, obliczenie jednej jednostki roboczej przez komputer trwa około 7-8 godzin, więc jeszcze trochę mi zostało. Ale czego się nie robi dla ludzkości? J
Dzisiaj stała się wielka rzecz: przyłączyłem się do szeregu wspaniałych naukowców uczestniczących w międzynarodowym projekcie SETI@HOME mającym na celu znalezienie odpowiedzi na pytanie: czy jesteśmy sami?
A tak już całkiem na poważnie J przeczytałem w nowym numerze Komputer Świata o programach badawczych wykorzystujących rozproszone przetwarzanie danych i pomyślałem sobie, że np. podczas dodawania nowych notek na moim blogu warto by „przysłużyć się” ludzkości i robić coś pożytecznego. Niestety polska strona projektu www.setiathome.pl nie udziela zbyt jasnych wskazówek, co i jak, dlaczego i po co, czyli po prostu nie mówi nic o konfiguracji programu, jego pobieraniu, dostosowywaniu połączenia czy jakichkolwiek innych przydatnych rzeczach. Musiałem więc zatroszczyć się i wszystko sam. Wszedłem na odpowiednią stronę, ściągnąłem i zainstalowałem program. Teraz, gdy go uruchomiłem... pokazał mi się ciąg bardzo niezrozumiałych komunikatów a program nie wykazuje jakichkolwiek oznak życia. Teoretycznie wykazuje, gdyż pokazuje komunikat, że aktualnie trwa ściąganie jakiegośtam pliku i niezrozumiałym dla mnie oznaczeniu. Ale w praktyce nie mam żadnej pewności, co się dzieje. Cóż, pozostaje mi mieć wrażenie, że klient Seti rzeczywiście robi coś pożytecznego. Bo gdyby okazało się, ze zainstalowałem w swoim komputerze jakiegoś „darmozjada”, który tylko kradnie mi moc obliczeniową, byłbym baaardzo poirytowany.
Niestety, nie wiem, co takiego się dzieje w tej metalowej puszcze zwanej stacją dysków. Komputer to niezwykłe urządzenie...
UWAGA!
Poniższą notkę stworzyłem wczoraj, 19 listopada 2004 roku. Pisałem w niej m.in., że na szczęście mimo bardzo silnego wiatru dysponuję mniej więcej stałym dopływem prądu. Niestety, jednak okazało się, że musiałem zapeszyć, gdyż w trakcie umieszczania tego wpisu na blogu... światło zgasło. Po prostu wyłączyli mi prąd!!! L Dlatego też poniższy tekst zamieszczam dzisiaj, kiedy już mogę się cieszyć tymi 230 V w gniazdku. Należy jednak pamiętać, że był on pisany wczoraj i odnosi się do wczorajszej sytuacji meteorologicznej i nie tylko.
----------TEKST Z DNIA 19-11-2004 – PIĄTEK----------------------------
Dzięki Bogu, że wreszcie mam prąd. Po ostatniej wichurze (i zapewne tej, która trwa obecnie), na prawie 24 godziny zostałem pozbawiony prądu. Najgorszy był brak dostępu do komputera, gdyż niestety nie posiadam laptopa ani UPS-a, chociaż ten ostatni bardzo by się przydał. Na linii takiej jakości, jak moja warto dorzucić jeszcze stabilizator napięcia. Bez tych urządzeń praca taka jak obecnie jest ryzykowna. W tej chwili piszę tą notkę i obawiam się, że w każdej chwili może zgasnąć światło i powtórzy się poprzedni scenariusz. Ale miejmy nadzieję, że złośliwość losu poczeka jeszcze chociaż parę minut – będę pisał możliwie szybko J
Bardzo się cieszę, że wreszcie udało mi się ustabilizować sytuację z komputerem. Okazało się, że od „sympatycznego nieznajomego internauty” otrzymałem bardzo fajny liścik z jeszcze fajniejszym załącznikiem. Reszty już zapewne się domyślacie... Dobrze chociaż, że antywirus robi swoje.
Już prawie miesiąc temu na Polsacie został nadany ostatni odcinek Z Archiwum X. Robi mi się smutno :-( W dodatku za jakieś półtora miesiąca również The Lone Gunmen na TVP2 stanie się historią. Co ja wtedy będę robił? Jakby tego było mało, w polskiej części internetu nastąpił pewien kryzys odnośnie stron poświęconych The X-Files. Serwis www.kb.e9.pl nie jest aktualizowany od 11 września, www.xfiles.rubikon.pl od 15 października. Na domiar złego serwer www.rentyny.com udostępniający odcinki w formie plików do ściągnięcia, najprawdopodobniej zawiesił działalność, gdyż mniej więcej od połowy października nie można pobierać z niego nowych odcinków. W tej sytuacji naprawdę trudno jest wytrzymać tylko na dwóch odcinkach ściągniętych na komputer i 3 kasetach VHS. Po raz kolejny życie jest brutalne...
Przez ostatni tydzień w szkole działo się dużo ciekawych rzeczy. Najważniejsza jest chyba olimpiada z języka angielskiego. Odbyła się w środę. Nie byłoby w niej nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że anglistka powiedziała nam o niej... tego samego dnia! Dlatego też wszyscy poszliśmy rozwiązywać test jedynie z tymi informacjami, które cudem uniknęły skasowania w stacji dysków zwanej mózgiem. Zadziwiające jest również to, że wyniki z centrali przyszyły już... następnego dnia. Uzyskałem 35 na 80 punktów. Druga była Zośka (ta od zdemolowanej rury – notka z października) – 34 punkty. Trzeci Tomek T. – 23 punkty. Ostatnie (lecz jakże zaszczytne) miejsce zajął Mariusz – 8 punktów na 80. Nas te wyniki bardzo zadowoliły – w końcu pisaliśmy całkowicie z głowy, a przecież Serafin sama powiedziała, że test kształtował się na poziomie liceum. Niestety ona była niezadowolona, gdyż jak sama powiedziała, liczyła, że ktoś dostanie się do następnego etapu. Tym razem dla niej życie okazało się brutalne...
Poza tym mieliśmy jeszcze kupę sprawdzianów, a w poniedziałek zaczynamy od razu od dwóch klasówek i wypracowania dla głupiej Zrętkowskiej. Wczoraj na naszym języku polskim był dyrektor z wizytacją. Niestety „nie stwierdził żadnych nieprawidłowości czy większych usterek, poza tym, że krzesło nauczyciela lekko skrzypi i drugi kaloryfer od okna cieknie”. Żenada. Masakra. Koszmar. Odwet Wojna. Wszystko naraz.
Hm... Dochodzę do końca notki i nawet ani razu nie zabrakło prądu. Nie będę jednak się z tego przedwcześnie cieszył, bo mam już spore doświadczenie, jak wiele rzeczy można w ostatniej chwili „zapeszyć”.
P.S. Pamiętajcie o jutrzejszych „Samotnych Strzelcach” – Około 12:30 na TVP2. Naprawdę polecam.
-----------------KONIEC TEKSTU Z DNIA 18-11-2004 – PIĄTEK--------------------