Liíar La Vertesere qlamande nír
Zawsze myślą na odwrót: spieszy im się do dorosłości, a potem wzdychają za utraconym dzieciństwem. Tracą zdrowie by zdobyć pieniądze, potem tracą pieniądze by odzyskać zdrowie. Z troską myślą o przyszłości, zapominając o chwili obecnej i w ten sposób nie przeżywają ani teraźniejszości ani przyszłości. Żyją jakby nigdy nie mieli umrzeć, a umierają, jakby nigdy nie żyli.
Powyższy tekst pochodzi z książki Paulo Coelho „Być jak płynąca rzeka – myśli, impresje”. I wiecie co? Pasuje do 99,999% populacji ludzkiej (włączając w to mnie) Gdzie pozostała jedna tysięczna procenta? Nie wiem. Naprawdę nie wiem... Chyba nie spotkałem jeszcze osobiście człowieka, który zaliczałby się do tego znikomego ułamka Innych (żeby nie zabrzmiało to jak tytuł horroru).
Wczoraj miałem urodziny. Przedwczoraj wieczorem spotkaliśmy się z kilkoma osobami żeby powspominać stare i trochę nowsze czasy. Jedliśmy, piliśmy, wspominaliśmy... Swoją drogą, czy nie uważacie, że dziwna jest sytuacja, w której dopiero z czasem pozornie zwyczajne chwile stają się dla nas niezwykłymi wspomnieniami, tymczasem w czasach im współczesnych były jedynie nieznaczącymi epizodami życia? Pytanie retoryczne, nie zmuszam nikogo do odpowiedzi.
Od dziesięciu lat pracuję ciężko po to, by własnoręcznie zakuć się w kajdany, których nikt nie zdejmie mi do końca życia. To naprawdę śmieszne, jacy są ludzie. Ale najśmieszniejsze (jednak czy nie jest to śmiech przez łzy?) jest to, że przecież ludzie nie mogą żyć inaczej. A nawet gdyby mogli, nie chcą. A czy ja mogę? Nonsens. Wiem, że jestem wolny. Jeszcze. Ale to wszystko dzieje się szybko – dostrzegam coraz wyraźniej, jak ludzie wokół mnie, włączając w to moich najbliższych, tracą zdrowie, siły, ŻYCIE, by cały czas pracować nad kuciem własnych kajdan, które na zawsze przykują ich do wielkiego szarego monolitu zwanym Życiem słusznego Obywatela Słusznego Społeczeństwa.Ale ich tragedią jest nieświadomość. Nie wiedzą, że to, co robią teraz, robią nie dla siebie, lecz przeciw sobie. Ta broń zostanie użyta przeciwko nim za rok, dwa, za dziesięć czy dwadzieścia dziewięć lat, kiedy z przerażeniem, rozpaczą albo goryczą zdadzą sobie sprawę z tego, że popełniają powolne samobójstwo od ukończenia jedenastego roku życia, kiedy to dokonali pierwszego poważnego wyboru „bo tak trzeba, bo tak należy żyć”.
Jestem jeszcze wolny. Ale ile potrwa moja wolność? Wedle wszelkich obliczeń nie zostaje mi więcej niż rok. Ale zaraz... jaki rok? Przecież nawet teraz uparcie pracuję na swoje Słuszne Życie w Słusznym Społeczeństwie. Kiedy jestem wolny? Czyżby tylko we śnie, gdy żadne sprawy nie krępują moich myśli i marzeń? Jeśli tak jest w istocie, to nie zasługuję na nic innego, niż współczucie. Może jeszcze litość. Nic więcej.
A osoby mi drogie? Nie zdają sobie sprawy z wielkiej ironii i paradoksu ich losu. I nie chcą tego zrozumieć. Wolą poczekać kilkadziesiąt lat, aż przypomni im o tym ktoś inny. Ktoś, kogo będą musieli wysłuchać. Czas...
Chociaż to dla mnie smutne, ale muszę powiedzieć:
Liíar La Vertesere qlamande nír.
Tak w ogóle, ludzie powinni być bardziej szaleni. Żyliby dłużej, byliby szczęśliwsi, kochaliby mocniej i byliby bardziej kochani. Wystarczyłaby odrobina szaleństwa.
Cytat na dziś:
Wszystko, co jest w zgodzie z naszą naturą i naszymi najskrytszymi pragnieniami, jest dla nas normalne, nawet jeżeli jest wynaturzeniem w oczach Boga. Sami prosiliśmy się o piekło i budowaliśmy je przez tysiąclecia. Teraz zatem nic nie stoi na przeszkodzie, byśmy żyli w sposób najgorszy z możliwych.
Paulo Coelho, „Jedenaście minut”