Wygnanie
Udało się. I nie udało się.
Udało się, ponieważ dostałem się na studia na tę uczelnię, na której chciałem studiować. Nie udało się, ponieważ nie dostałem się na ten kierunek, na którym mi najbardziej zależało. Cóż, pierwszego dnia gdy się o tym dowiedziałem, było mi smutno i byłem zły (sam na siebie i na bliżej nieokreślone podmioty). Drugiego dnia stwierdziłem, że w zasadzie cel, jaki sobie postawiłem został spełniony – chciałem studiować geografię albo astronomię na Uniwersytecie Warszawskim i od października będę studiował jeden z tych kierunków na UW. Szkoda tylko, że nie na tym wydziale, na którym chciałem.
Miałem jeszcze możliwość studiowania w Toruniu, ale zależało mi na wspomnianej stolicy, dlatego Toruń został zignorowany; został jeszcze Kraków, w którym na wydziale, na który w Wa-wie nie dostałem się, tam jestem na liście rezerwowej. Więc jeśli zdarzyłoby się tak, że Kraków przyjmie mnie z „otwartymi ramionami” :) na te studia, zapewne zrezygnuję z UW i pojadę do Krakowa… Cholera, to wszystko jest strasznie skomplikowane. Teraz jeszcze trzeba będzie znaleźć stancję, normalnych współlokatorów i… rozpocząć życie jako student. To dziwne, że człowiek zawsze chce pędzić w dorosłość, czy niezależność, a kiedy już tam się znajduje, staje się bardzo samotny. Przyjaciele, którzy byli w gimnazjum, liceum rozpierzchli się po kraju, część znikła z pola widzenia. Wielu ludzi powiedziałoby, że się mylę; że w dobie komputeryzacji, kiedy 75% absolwentów szkół można znaleźć za pośrednictwem najpopularniejszego serwisu społecznościowego ostatnich miesięcy, nie ma czegoś takiego jak samotność. Jednak samotność jest czymś zadziwiającym – im bardziej przed nią uciekasz, tym szybciej cię dogania. Zupełnie jak w Wygnaniu R.A. Salvatore’a. Nie wiem, ilu z Was czytało tę książkę. Jest naprawdę wzruszająca, chociaż wiele osób traktuje ją jako „pospolitą” fantastykę (osobiście uważam, że nie ma czegoś takiego jak „pospolita” fantastyka, kryminał, romans, itp.) Opowiada o losach Drizzta, Mrocznego Elfa, który został wygnany ze swojej ojczyzny i skazany na życie w samotności opuszczonych tuneli Podmroku. Przez kilka dekad za swojego jedynego towarzysza miał magiczną panterę; jednak nawet ona nie mogła być z nim cały czas – musiała powracać do swojej „ojczyzny” – Planu Astralnego. Tylko Drizzt nie mógł powrócić. Nie miał gdzie wracać.
Żył tak przez wiele lat, aż pewnego razu coś się w nim zmieniło. Może narastające poczucie opuszczenia, może zatracenie człowieczeństwa (choć de facto Drizzt człowiekiem nie był, użyjmy tego terminu z braku innego), a może szaleństwo – spowodowało, że podjął niewiarygodną decyzję: udał się do miasta Głębinowych Gnomów, najbardziej zagorzałych wrogów jego rasy, gdzie dobrowolnie oddał się w ich ręce, aby tylko mieć się do kogo odezwać… Aby tylko odegnać samotność, nawet kosztem życia.
Jak zakończyła się ta historia, nie napiszę, albowiem każdy z nas musi znaleźć swoją własną historię, która zapadnie mu głęboko w sercu i pozwoli zrozumieć to, co najważniejsze.
Może to, co mi się nie udało okaże się w końcu lepsze od tego, co mogłoby się udać i co by wtedy wynikło z całej sytuacji. Tak więc zgodnie z łacińską sentencją, dum spiro, spero - dopóki oddycham, nie tracę nadziei.
Cytat na dziś:
Potrzeba dwóch lat, by nauczyć się mówić. Pięćdziesięciu, by nauczyć się milczeć.
Ernest Hemingway