Piszę dopiero dzisiaj, gdyż wczoraj miałem prawdziwy nawał pracy. Jak już wspomniałem parę dni temu, wczoraj miało się odbyć przedstawienie – druga część „Dziadów” w wykonaniu mojej klasy, IIIa. Nie dość, że przez porąbaną Zrętkowską mieliśmy zmarnowany praktycznie cały weekend, to na dodatek kazała nam przyjść na godzinę 11:00, podczas gdy część artystyczna rozpoczynała się o... 15:00! Niby cztery godziny w tą, czy w tą – co to za różnica? Tyle że nikt nie ma ochoty siedzieć 6 nadprogramowych godzin w szkole i to jeszcze w niedzielę. W spektakl zaangażowane są prawie wszystkie osoby z klasy, lecz większość zbojkotowała pomysł tak wczesnego stawienia się na próbę. Umówiliśmy się, że przyjdziemy dopiero na godzinę 13:00 i słowa dotrzymaliśmy. Niestety, nieliczni biedacy stawili się na jedenastą, skutkiem czego musieli pomagać przy dekorowaniu sali i nudzić się przez pozostałą cześć czasu ;-)
Gdy celowo spóźniliśmy się ponad dwie godziny, Zrętkowska nie była zbytnio zadowolona. Właściwie rzecz ujmując, była kompletnie niezadowolona. Zwymyślała nas od nieodpowiedzialnych błaznów, ignorantów, itp. Ponieważ jednak byliśmy jej potrzebni do szybkiego zorganizowania próby, szybko się udobruchała i postanowiła nam wybaczyć ;-)
Próba generalna została przeprowadzona już na sali gimnastycznej. Poprzebieraliśmy się w stroje i ustawili na scenie. Nie wiem czemu, ale już w kostiumie rolę mówiło mi się dużo lepiej, niż „na sucho” podczas wcześniejszych treningów. Czułem się swobodniej. Obyło się bez większych potknięć.
Gdy byliśmy przy trzecim akcie wpadła do nas zziajana Milkowa – nauczycielka historii. To naprawdę fajna babka. Jest odpowiedzialna za całą wycieczkę. Pomiędzy atakami kolki (podobno szybko biegła) i zadyszką powiedziała, że powoli kończą jeść obiad w restauracji i ja jakieś pół godziny przybędą na przedstawienie. Reakcja polonistki była natychmiastowa. Zaczęła gorączkowo wszystkich przestawiać, nie pozwalając nikomu dojść do słowa. Na szczęście nie zdążyła zrobić wielkiego zamieszania. Chcąc, nie chcąc, zakończyliśmy próbę i weszliśmy za kulisy. Pozostawało nam czekać na dalszy rozwój wydarzeń.
Wreszcie, po blisko piętnastu minutach pod szkołę podjechał ich autokar. Jak na wycieczkę z Ukrainy był nawet całkiem dobry. W każdym razie dużo lepszy od naszego rozlatującego się gimbusa ;-) W chwile później weszli na salę razem z opiekunami. Nawiasem mówiąc, na 16 uczniów, którzy wzięli udział w wycieczkę przypadało 8 (!) opiekunów. Jak to zwykle bywa przy takich okazjach, nasz dyrektor zaczął przemówienie, powitanie gości (mimo, iż witał ich już z 15 razy). Gdy wreszcie dał znak, żebyśmy zaczynali, było już dobrze po 16:00.
Najpierw rozpoczął się prolog w wykonaniu Kordiana. Śmialiśmy się, że Zrętkowska ściągnęła go z emerytury, bo Kordian jest obecnie uczniem drugiej klasy liceum. Zagrał baaaardzo realistycznie; aż sami chwilami się baliśmy ;-) No i potem przyszła czas na nas.
Ponieważ grałem jedną z głównych postaci obawiałem się, że zapomnę swojej roli. Jak to zwykle bywa, zjadała mnie trema. Chórek miał dużo łatwiej, gdyż nawet jeśli jednak osoba czegoś nie powiedziała, to pozostałe tak zręcznie kontynuowały, że nikt tego nie zauważył. Na szczęście i mi poszło dobrze. Nie zapomniałem swojej roli ani też nie poprzekręcałem niczego. Całość wyszła nam naprawdę znakomicie. Ukraińcy byli pod wrażeniem. Zwłaszcza dekoracja wywarła na nich ogromne wrażenie. Zresztą właśnie o to chodziło... pierwsze określenie, które przyszło mi na myśl po zobaczeniu jej od strony widowni, to skojarzenie z tytułem filmu – „Duch i Mrok”.
Nasze przedstawienie nie kończyło całego spotkania. Potem dziewczyny z całego gimnazjum zaśpiewały w chórku parę ukraińskich piosenek. I oczywiście nieśmiertelne „Hej sokoły!”. Gdy było już po 17:00, wydawało się, że uroczystość powoli dobiega końca. Nasz program artystyczny powoli dobiegał ku końcowi; i tu mała niespodzianka – po nas na scenę weszli przedstawiciele delegacji z Ukrainy, prezentując swoje scenki. Niestety w tym momencie musiałem wyjść z sali, aby pomóc matematyczce przygotować jakieś pudła i nic więcej nie zobaczyłem :-/
Uważam, że całe wczorajsze popołudnie było wyjątkowo udane dla obydwu stron.