• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

•••:: My love, my story, my passions... It's just my life - the Lupus' blog ::•••

Po prostu moje życie, moje pasje, moje namiętności... Jeśli ktoś chce, to zobaczy bloga niezaleznie od tego, co tutaj napiszę. A jeżeli ktoś nie ma ochoty wejść, to bez względu na to, co tutaj napiszę i tak mnie nie odwiedzi :)

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
30 31 01 02 03 04 05
06 07 08 09 10 11 12
13 14 15 16 17 18 19
20 21 22 23 24 25 26
27 28 29 30 01 02 03

Kategorie postów

  • multimedia (2)
  • specjalne (5)
  • życie (49)

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Listopad 2011
  • Październik 2011
  • Marzec 2011
  • Styczeń 2011
  • Październik 2010
  • Sierpień 2010
  • Czerwiec 2010
  • Maj 2010
  • Kwiecień 2010
  • Luty 2010
  • Styczeń 2010
  • Grudzień 2009
  • Listopad 2009
  • Październik 2009
  • Wrzesień 2009
  • Sierpień 2009
  • Lipiec 2009
  • Czerwiec 2009
  • Marzec 2009
  • Luty 2009
  • Styczeń 2009
  • Grudzień 2008
  • Listopad 2008
  • Październik 2008
  • Wrzesień 2008
  • Sierpień 2008
  • Lipiec 2008
  • Maj 2008
  • Luty 2008
  • Styczeń 2008
  • Grudzień 2007
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Wrzesień 2007
  • Sierpień 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Maj 2007
  • Kwiecień 2007
  • Marzec 2007
  • Luty 2007
  • Styczeń 2007
  • Grudzień 2006
  • Listopad 2006
  • Październik 2006
  • Wrzesień 2006
  • Sierpień 2006
  • Lipiec 2006
  • Czerwiec 2006
  • Maj 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006
  • Styczeń 2006
  • Grudzień 2005
  • Listopad 2005
  • Październik 2005
  • Wrzesień 2005
  • Sierpień 2005
  • Lipiec 2005
  • Kwiecień 2005
  • Marzec 2005
  • Luty 2005
  • Styczeń 2005
  • Grudzień 2004
  • Listopad 2004
  • Październik 2004
  • Wrzesień 2004

Archiwum 27 września 2004

(NIE)DYSPOZYCJA

Nie wiem, czy wspominałem, ale od kilku dni zmagam się z przeziębieniem. Wszystko zaczęło się w czwartkowe popołudnie, kiedy przy temperaturze 9oC biegaliśmy na w-fie zaliczenie na kilometr. Podejrzewałem, że mi to nie wyjdzie na zdrowie, ale przynajmniej nie trzeba było się męczyć później. Najgorzej obawiałem się wczorajszego przedstawienia. Od piątku dokuczał mi ból gardła, a w sobotę dostałem takiej chrypki, że prawie straciłem głos. Cieszę, się, że przed przedstawieniem była tylko jedna próba generalna, gdyż więcej moje struny głosowe by nie wytrzymały. W dodatku graliśmy bez mikrofonów, więc trzeba było podnosić głos. Mimo tych problemów wszystko poszło jednak bardzo dobrze.

 

A dzisiaj rano wstaję i... zupełnie nie czuję gardła. Trudno mi jest samemu określić, ale mówię wyraźnie ciszej niż zwykle. Chrypka, która dokuczała mi w weekend to nic przy tym, co poczułem dzisiaj. Każde słowo, które muszę wypowiedzieć sprawia mi dużo bólu. Trzeba dodać do tego jeszcze katar, kaszel i ból głowy. Pewnie wyobrażacie sobie, jak się czuję. Jeszcze trochę i pewnie zajmę się pantomimą ;-) Od samego rana żyję tylko dzięki Fervexowi i Homeovoxowi. To się nazywa poświęcenie dla sztuki :-)

27 września 2004   Komentarze (1)

DUCH I MROK

Piszę dopiero dzisiaj, gdyż wczoraj miałem prawdziwy nawał pracy. Jak już wspomniałem parę dni temu, wczoraj miało się odbyć przedstawienie – druga część „Dziadów” w wykonaniu mojej klasy, IIIa. Nie dość, że przez porąbaną Zrętkowską mieliśmy zmarnowany praktycznie cały weekend, to na dodatek kazała nam przyjść na godzinę 11:00, podczas gdy część artystyczna rozpoczynała się o... 15:00! Niby cztery godziny w tą, czy w tą – co to za różnica? Tyle że nikt nie ma ochoty siedzieć 6 nadprogramowych godzin w szkole i to jeszcze w niedzielę. W spektakl zaangażowane są prawie wszystkie osoby z klasy, lecz większość zbojkotowała pomysł tak wczesnego stawienia się na próbę. Umówiliśmy się, że przyjdziemy dopiero na godzinę 13:00 i słowa dotrzymaliśmy. Niestety, nieliczni biedacy stawili się na jedenastą, skutkiem czego musieli pomagać przy dekorowaniu sali i nudzić się przez pozostałą cześć czasu ;-)

 

Gdy celowo spóźniliśmy się  ponad dwie godziny, Zrętkowska nie była zbytnio zadowolona. Właściwie rzecz ujmując, była kompletnie niezadowolona. Zwymyślała nas od nieodpowiedzialnych błaznów, ignorantów, itp. Ponieważ jednak byliśmy jej potrzebni do szybkiego zorganizowania próby, szybko się udobruchała i postanowiła nam wybaczyć ;-)

 

Próba generalna została przeprowadzona już na sali gimnastycznej. Poprzebieraliśmy się w stroje i ustawili na scenie. Nie wiem czemu, ale już w kostiumie rolę mówiło mi się dużo lepiej, niż „na sucho” podczas wcześniejszych treningów. Czułem się swobodniej. Obyło się bez większych potknięć.

 

Gdy byliśmy przy trzecim akcie wpadła do nas zziajana Milkowa – nauczycielka historii. To naprawdę fajna babka. Jest odpowiedzialna za całą wycieczkę. Pomiędzy atakami kolki (podobno szybko biegła) i zadyszką powiedziała, że powoli kończą jeść obiad w restauracji i ja jakieś pół godziny przybędą na przedstawienie. Reakcja polonistki była natychmiastowa. Zaczęła gorączkowo wszystkich przestawiać, nie pozwalając nikomu dojść do słowa. Na szczęście nie zdążyła zrobić wielkiego zamieszania. Chcąc, nie chcąc, zakończyliśmy próbę i weszliśmy za kulisy. Pozostawało nam czekać na dalszy rozwój wydarzeń.

 

Wreszcie, po blisko piętnastu minutach pod szkołę podjechał ich autokar. Jak na wycieczkę z Ukrainy był nawet całkiem dobry. W każdym razie dużo lepszy od naszego rozlatującego się gimbusa ;-) W chwile później weszli na salę razem z opiekunami. Nawiasem mówiąc, na 16 uczniów, którzy wzięli udział w wycieczkę przypadało 8 (!) opiekunów. Jak to zwykle bywa przy takich okazjach, nasz dyrektor zaczął przemówienie, powitanie gości (mimo, iż witał ich już z 15 razy). Gdy wreszcie dał znak, żebyśmy zaczynali, było już dobrze po 16:00.

 

Najpierw rozpoczął się prolog w wykonaniu Kordiana. Śmialiśmy się, że Zrętkowska ściągnęła go z emerytury, bo Kordian jest obecnie uczniem drugiej klasy liceum. Zagrał baaaardzo realistycznie; aż sami chwilami się baliśmy ;-) No i potem przyszła czas na nas.

 

Ponieważ grałem jedną z głównych postaci obawiałem się, że zapomnę swojej roli. Jak to zwykle bywa, zjadała mnie trema. Chórek miał dużo łatwiej, gdyż nawet jeśli jednak osoba czegoś nie powiedziała, to pozostałe tak zręcznie kontynuowały, że nikt tego nie zauważył. Na szczęście i mi poszło dobrze. Nie zapomniałem swojej roli ani też nie poprzekręcałem niczego. Całość wyszła nam naprawdę znakomicie. Ukraińcy byli pod wrażeniem. Zwłaszcza dekoracja wywarła na nich ogromne wrażenie. Zresztą właśnie o to chodziło... pierwsze określenie, które przyszło mi na myśl po zobaczeniu jej od strony widowni, to skojarzenie z tytułem filmu – „Duch i Mrok”.

 

Nasze przedstawienie nie kończyło całego spotkania. Potem dziewczyny z całego gimnazjum zaśpiewały w chórku parę ukraińskich piosenek. I oczywiście nieśmiertelne „Hej sokoły!”. Gdy było już po 17:00, wydawało się, że uroczystość powoli dobiega końca. Nasz program artystyczny powoli dobiegał ku końcowi; i tu mała niespodzianka – po nas na scenę weszli przedstawiciele delegacji z Ukrainy, prezentując swoje scenki. Niestety w tym momencie musiałem wyjść z sali, aby pomóc matematyczce przygotować jakieś pudła i nic więcej nie zobaczyłem :-/

 

Uważam, że całe wczorajsze popołudnie było wyjątkowo udane dla obydwu stron.

27 września 2004   Dodaj komentarz
Lupus | Blogi