Po prostu moje życie, moje pasje, moje namiętności...
Jeśli ktoś chce, to zobaczy bloga niezaleznie od tego, co tutaj napiszę. A jeżeli ktoś nie ma ochoty wejść, to bez względu na to, co tutaj napiszę i tak mnie nie odwiedzi :)
Na początek zaznaczę, że dzisiejsza notka będzie krotka, a to z racji tego, że jestem niewiarygodnie wprost wykończony szkołą. Dlatego napiszę w paru słowach o wczorajszym Dniu Kobiet (i o tym, jak można go s... własną głupotą – przykład kilku gości z mojej klasy). Ponieważ jutro rano wyjeżdżam, przez weekend raczej nie dodam nic nowego, natomiast dalsza cześć relacji pojawi się w poniedziałek.
Wczorajszy ósmy marca powinien być wg mnie świętowany klasycznie. Niestety życie pokazało, że trzech debili z mojej klasy uważało za punkt honoru w ten szczególny dzień wprawić w zażenowanie wszystkie dziewczyny w naszej klasie i przy okazji także wychowawczynię. Otóż każda dziewczyna z naszej klasy dostała od nich po bananie włożonym w prezerwatywę i zawiązanym wstążeczką :-/ kompletna paranoja! Na dodatek jeszcze upierali się, że prezent ten jest w imieniu wszystkich mężczyzn, podczas gdy był to pomysł dwójki z nich (trzeci dolepił się do niego na chama, licząc na oklaski i poparcie, był natomiast smutny, kiedy okazało się, że zdecydowanej większości klasy ten pomysł raczej nie przypadł do gustu). Ja byłem tym po prostu zażenowany, gdyż absolutnie nie zgodziłbym się na kupno takiego prezentu; niestety nie miałem o tym zielonego pojęcia, gdyż dwójka w/w idiotów najwyraźniej nie ujawniała swoich planów do samego końca licząc na większe wrażenie. Najbardziej jednak czułem się głupio w stosunku do Marty, gdyż przecież taki „prezent” nie licuje chyba z godnością jakiejkolwiek kobiety... Na szczęście kiedy tylko dowiedziałem się o akcji tych debili, powiedziałem Marcie, że nie mam z tym nic wspólnego i naprawdę nie mogłem nic zrobić, aby zapobiec tej niewyobrażalnej głupocie. Poza tym miałem dla Marty własny prezent, który był niewątpliwie dużo przyjemniejszy (sukulent + czekolada), nawet jeżeli nie był tak „oryginalny” jak wyczyn z bananem i gumką. Szkoda tylko, że w wypadku niektórych głupota postępuje z wiekiem, zamiast się cofać. Pozostawiam całą sytuację bez dalszego komentarza.
Because the power is not mine, I’m just gonna let it fly...
Miałem zamiar napisać jakąś notkę w ciągu mijającego tygodnia, ale wierzcie mi na słowo, po feriach mieliśmy w szkole takie urwanie głowy, że nie miałem nawet czasu uruchomić edytora tekstów i naskrobać kilku zdań. Od następnego poniedziałku może już będzie lepiej. Niemniej niczego nie obiecuję ;) Pewnie zapytacie, co działo się w ciągu minionych kilku dni?
Nauka, nauka i jeszcze raz nauka. Niemal codziennie były jakieś sprawdziany, kartkówki, klasówki, prace na ocenę. Najfajniej jednak, że w poniedziałek rano przez przypadek dowiedzieliśmy się, że w środę czeka nas... pisanie całorocznego testu z matematyki. W dodatku przecież na poziomie rozszerzonym (zgodnie z profilem naszej klasy, która jest klasą nauk ścisłych i przyrodniczych). W dodatku jeszcze we wtorek czekał nas sprawdzian od października z polskiego (romantyzm, naprawdę nienormalna i mocno irracjonalna epoka). Nie będę wspominał o takich drobnostkach, jak sprawdzian z fizyki w środę czy z geografii w czwartek (z biologii zresztą też). Dobrze, że chociaż część z tych rzeczy udało nam się przełożyć na przyszły tydzień, bo inaczej po prostu padłbym z wycieńczenia mniej więcej w środku nauki do jakiegoś ważnego egzaminu.
Poza tym rozwijam swoje osady w grze Plemiona (w tej chwili gram na trzech światach, z czego na jednym odnoszę już duże sukcesy, a na drugim dynamicznie pnę się w górę w rankingu). Udało mi się tydzień temu skutecznie przeinstalować system operacyjny, więc teraz bez tony niepotrzebnych śmieci chodzi dużo szybciej. Niestety ponieważ to dość stary sprzęt, nawet reinstalacja nie wyciągnie z niego zbyt wielkiego przyrostu szybkości.