Po prostu moje życie, moje pasje, moje namiętności...
Jeśli ktoś chce, to zobaczy bloga niezaleznie od tego, co tutaj napiszę. A jeżeli ktoś nie ma ochoty wejść, to bez względu na to, co tutaj napiszę i tak mnie nie odwiedzi :)
Dowiedziałem się dzisiaj rewelacyjnej rzeczy. Decyzje, które podjąłem trzy lata temu są obecnie bezwartościowe.
Trzy lata temu musiałem zdecydować o profilu klasy, do której pójdę w liceum. A teraz okazuje się, że kierunek studiów, który mi najbardziej odpowiadał został zamieniony na studia trzyletnie licencjackie z dwuletnimi studiami uzupełniającymi (wcześniej były to pięcioletnie stacjonarne studia magisterskie). Nie powiem, żeby mi odpowiadało cos takiego. Wręcz przeciwnie – jestem wściekły, że powiedzieli nam o tym rychło w czas, kiedy większość osób ma już mniej więcej obrany kierunek dalszej edukacji. Spędziłem dzisiaj pięć godzin na przeglądaniu stron większości polskich uniwersytetów (tych liczących się) i uczelni wyższych, w poszukiwaniu pięcioletnich studiów magisterskich na kierunku, który mnie interesuje. Niestety, takie studia nie istnieją – są albo licencjackie, albo realizowane w trybie wieczorowym/zaocznym/eksternistycznym. Paranoja! Jeżeli kierunek sprawił mi dużo problemów, to o specjalności wolę nie pisać. Rok temu trzy uczelnie w Polsce realizowały specjalność, którą chciałem wybrać na interesującym mnie kierunku studiów. Teraz nie znalazłem żadnej oficjalnie, jedną – nieoficjalnie.
Już drugi tydzień z rzędu zajmuję się odnawianiem płotu przy zachodniej bramie. I jak obliczyłem, zajmie mi to jeszcze dwanaście dni roboczych po dziesięć godzin ciągłej pracy każdego dnia... Nie ma to jak sympatyczna, lekka i przyjemna praca pro publico bono.
Od tej farby do malowania, rozpuszczalników i środków gruntujących ciągle kręci mi się w głowie. Ciekawe, ile szarych komórek zabiję w ten sposób, zanim nie pomaluję do końca tych osiemnastu cholernych przęseł ogrodzenia? Powinienem dostawać jakiś dodatek za pracę w warunkach niebezpiecznych, ale gdzie tam – przecież to mój płot (przynajmniej jeszcze przez dziesięć miesięcy), więc powinienem o niego dbać. Wolontariat też praca :) Szkoda tylko, że ostatnio temperatura w ciągu dnia dochodzi u mnie do 35 stopni (rekord był chyba półtora tygodnia temu, kiedy stacja wskazała 43,5 stopnia Celsjusza), więc po około sześciu godzinach pracy na słońcu zaczynam widzieć podwójnie. A przecież noszę nakrycie głowy. Jeżeli więc w ciągu najbliższego tygodnia nie pojawi się tu żadna nowa notka, oznacza to, że mój szkielet leży pod płotem, jeszcze z pędzlem w ręce i bieleje na słońcu ;)
Dzisiejszy cytat dedykuję mojej wiernej Czytelniczce InnaM, którą serdecznie przepraszam, jeżeli poczuła się urażona moimi słowami – zapewniam, że nie było to moją intencją :) "Dar uzdrawiania jest łaską. Ale łaską jest również umiejętność godnego życia, miłości bliźniego, poszanowania pracy. Nie trzeba przenosić gór, żeby dać dowody jej wiary." Paulo Coelho, „Na brzegu rzeki Piedry usiadłam i płakałam”
Decyzja Decyzja została już podjęta. Tak naprawdę to podjąłem ją ostatecznie nie dzisiaj, ale parę dni wcześniej. Uświadomiłem sobie, że to jedyna droga, aby w pełni być zadowolonym ze swojego życia i móc za kilka lat z czystym sumieniem spojrzeć w lustro. A zatem:
Za dziesięć miesięcy wyjeżdżam i zmieniam miejsce zamieszkania.
To trudna decyzja, ale uświadomiłem sobie, że muszę ją podjąć i to jak najszybciej. Po prostu nie byłbym w stanie przez całe moje życie obserwować tych samych ludzi, tą samą drogą podążać na przystanek, egzystować w tym samym miejscu aż do śmierci. Codziennie widzę wielu ludzi, którym wydaje się, że wygrali swoją walkę o jutro. Opuszczają dom rodziców tylko po to, by swój własny wybudować kilkadziesiąt metrów dalej. Od dzieciństwa do starości widzą tych samych sąsiadów, tylko czas dodaje im lat. Co dwa, trzy dni odwiedzają swoich rodziców, by spytać się, jak im się żyje, co słychać... I by utwierdzić się w przekonaniu, że decyzja była słuszna. Zakładają rodziny obok rodzin swoich rodziców, dziadków, rodzeństwa ciotecznego, kuzynów. I cały czas sądzą, że to było dobre wyjście.
Może dlatego, że jestem typem indywidualisty, a może dlatego, że jeden z testów psychologicznych, jakie wykonywałem określił mój typ osobowości jako „włóczęga”, odczuwam potrzebę odejścia gdzieś dalej, nie wiem. Ale wiem jedno: muszę to zrobić tak szybko, jak tylko będę w stanie. Ponieważ obawiam się, że jeżeli zostanę w tym miejscu zbyt długo, to i mnie dopadnie złudzenie (nic więcej, tylko złudzenie!), że to właśnie o tym marzyłem, że tutaj chcę zostać, ustatkować się, założyć rodzinę... Dlatego gdy tylko minie ten rok szkolny, w zależności od tego, gdzie zostanę przyjęty na studia, szukam stancji i... wyjeżdżam. Dobrze, jeżeli będę studiował w tym samym mieście co Marta – postanowiliśmy, że wtedy zamieszkamy razem. Jeżeli los rzuci mnie gdzieś indziej – będzie ciężej, ale dam sobie radę. Lepiej lub gorzej, ale jestem w stanie samodzielnie utrzymać się w mieście, więc ta niezależność od przeszłości nie będzie tylko pozorna. Wiem, że to może brzmieć dziwnie czy śmiesznie, ale muszę wyruszyć w drogę.
Kilka postów wstecz pisałem o postawie konformistycznej i non-konformistycznej. Chciałbym teraz uzupełnić tę notatkę o kilka zdań. Można wybrać tylko jeden z w/w wariantów. Ktoś może być konformistą albo nie. Nie ma rozwiązań pośrednich – jeżeli ktoś podąża własną drogą, ale kiedy jest mu wygodniej albo kiedy chce na chwilę odpocząć od trudu, zatrzymuje się, oznacza to, że nie wybrał jeszcze właściwej drogi. SĄ TYLKO DWIE DROGI. I NIE MA TRZECIEJ. Człowiek może całe życie spędzić na rozdrożu, nie decydując się ani na to, ani na to. Albo może podążyć którąś drogą i z niej zrezygnować. Jednak zawsze to będzie któraś z dróg. Nie ma czegoś takiego jak droga pośrednia czy droga na skróty. Możemy albo wykorzystać nasze życie w najlepszy sposób, albo żyć złudzeniem i na zawsze utknąć w pułapce zwanej „POZORNYM spokojem ducha”. A ja nie chcę znaleźć się na tej złej drodze. Dlatego, mimo, że wiem jak ciężko może być, że na pewno nie będzie fajnie, sympatycznie i przyjemnie, to jednak czuję, że tak powinienem zrobić.
Mam jednocześnie pełną świadomość faktu, że niektórzy mogliby mi zarzucić, że przecież w żaden sposób nie mam prawa dzielić ludzi na tych dobrych, indywidualistów, i tych złych, konformistów – zgadza się, ponieważ nie każdy indywidualista dobrze kieruje swoim życiem, a przecież podział na dwie drogi nie jest uwarunkowany czyjąś indywidualnością, tylko sposobem życia. To tylko od nas zależy, którą drogą pójdziemy. I tylko my będziemy wiedzieć, czy nasz wybór okazał się słuszny.
Drugą rzeczą, jakąś ktoś może mi zarzucić jest „nieznajomość prawdziwego życia” czy jak ktoś by to nazwał. Owszem, ktoś mógłby mi powiedzieć, że kiedy stanę oko w oko z koniecznością podjęcia pracy, kiedy to rodzina będzie dla mnie najważniejsza, wielkie ideały gdzieś się ulotnią, wygnane przez szarą codzienność. Lecz ci, którzy tak twierdzą, sami w głębi serca poddali się i przegrali własną walkę. Ponieważ sztuką jest żyć tak, by czerpać radość z życia i nie stracić nadziei, że osiągnie się swój cel. Nie będę się o tym rozpisywał, ponieważ jeżeli ktoś chce mi uwierzyć, uwierzy po przemyśleniach, które teraz napisałem, a jeżeli ktoś nie chce przyjąć do wiadomości (nawet podświadomie), to żadne moje wypowiedzi go nie przekonają.
To nasz wybór. To my zdecydujemy, którą drogą pójdziemy przez życie. Pragnę tylko przypomnieć, że mamy do wyboru dwie drogi. Tutaj nie ma kompromisu, nie ma częściowej racji czy półprawdy. Nie ma trzeciej drogi. Którą więc drogę wybierzesz Ty?
(bardzo proszę, niech ten ostatni akapit będzie jednocześnie cytatem na dzisiaj)