Po prostu moje życie, moje pasje, moje namiętności...
Jeśli ktoś chce, to zobaczy bloga niezaleznie od tego, co tutaj napiszę. A jeżeli ktoś nie ma ochoty wejść, to bez względu na to, co tutaj napiszę i tak mnie nie odwiedzi :)
W ubiegły weekend odbyło się przedostatnie spotkanie w ramach naszego projektu astronomicznego. Oglądaliśmy prezentację komputerową poświęconą badaniom Kosmosu oraz kilka krótkich filmów dokumentalnych, m.in. opisujących radioteleskop w Aercibo w Puerto Rico, który jest największą tego typu konstrukcją na świecie (ma 305 metrów średnicy!), oraz wielki transporter służący do wyprowadzania na platformę startową promów kosmicznych z hangaru odległego o trzy kilometry. Potem przyszedł czas na chwilę odpoczynku, byśmy mogli przygotować stanowisko do obserwacji za pomocą teleskopu. Mimo, iż prognoza pogody, jaką sprawdziłem w sobotę rano zakładała, że cały wieczór ma być pochmurny, okazało się, że nawet najlepszy system numeryczny (bo była to numeryczna prognoza ICMu) może się pomylić. Tak więc po dziewiątej wieczorem wyszliśmy w teren, by w ciągu kilkudziesięciu minut rozłożyć, zmontować i przygotować teleskop do pracy. Niebo było wspaniałe – mogliśmy zobaczyć wiele ciekawych obiektów DS. (tzw. obiektów głębokiego nieba – mgławic, gromad, galaktyk, itp.), ponieważ w ciągu najbliższych kilku miesięcy warunki do obserwacji planet będą niekorzystne – większość z nich znajduje się po przeciwnej stronie Słońca niż Ziemia, zatem po zmroku nie możemy ich dostrzec. Na szczęście obiekty z katalogu Messiera (czyli M1, M2, etc.) mogliśmy odnaleźć bez trudu, nawet jeżeli chwilami przysłaniały je chmury. Dobrze, że nasz teleskop wykonany jest w systemie Newtona, gdyż gdybyśmy dysponowali refraktorem (który tuż przy wylocie tubusu ma umieszczoną soczewkę), po kilkudziesięciu minutach nie zobaczylibyśmy zupełnie nic – piekielna rosa osadzała się wszędzie – na sprzęcie, na naszych ubraniach, nawet na pilocie sterującym (dzięki Bogu, że jest odporny na pewną wilgotność i nie spowodowaliśmy żadnego zwarcia). Około jedenastej w nocy zaczęliśmy pakowanie sprzętu, by jeszcze przed północą zawieść go do domu, wypakować z pudeł i otworzyć do odparowania rosy. Ogólnie spotkanie możemy uznać za całkiem udane.
Najfajniejsza jednak była część wieczoru, która nastąpiła już po zakończeniu spotkania. Tym razem, po raz pierwszy od początku projektu, gościłem u siebie zarówno Martę (jupi!), jak i Kasię M. Tak więc byliśmy w pełnym doborowym towarzystwie naszej klasowej paczki z LO. Na początku obiecaliśmy sobie, że położymy się spać o przyzwoitej porze (hmm... a mówiliśmy to już po pierwszej ;) ), by jutro (dzisiaj?) móc wstać rześkim, zdrowym i wypoczętym (tata Kasi przyjeżdżał po dziewczyny gdzieś około jedenastej przed południem). Ale czy my kiedykolwiek słuchaliśmy się naszych obietnic w takim towarzystwie :D ? oczywiście, że nie, tak więc zaczęliśmy rozmawiać, gadać, plotkować, słuchać muzyki, oglądać i bawić się na wszelkie możliwe sposoby. Minęła druga, ale nam wcale nie chciało się spać – wręcz przeciwnie, teraz gdy ożywiliśmy się, moglibyśmy siedzieć przez całą noc. Obejrzeliśmy kilka śmiesznych klipów wideo, kilka teledysków do fajnych piosenek (oczywiście królują PtakY), wreszcie kilka śmiesznych a nawet przerażających prezentacji multimedialnych, by potem znów zacząć gadać, gadać i gadać. Robiliśmy sobie zdjęcia, oglądaliśmy fotki z projektu, a nawet film, na którym Kasia tańczy w rytm dwóch zabójczo fajnych piosenek:) a czas mijał...
Wreszcie w pewnym momencie zauważyłem, że za oknem nie jest już całkiem ciemno, tylko ciemnogranatowo. Z zaskoczeniem stwierdziliśmy, że jest już piąta rano! A przecież przez cały czas bawiliśmy się bez zupełnego zmęczenia. Więc aby móc za niespełna cztery godziny wstać na pyszne śniadanko, szybko jedno po drugim poszliśmy spać. No, może niezupełnie, bo jeszcze przez chwilę rozmawiałem z Martą, a potem poszedłem z aparatem w plener, by uchwycić poranną mgłę o wschodzie Słońca. Wrażenia niesamowite, i gdybym nie miał za sobą zupełnie nieprzespanych 45 godzin, z chęcią poczekałbym, aż rozjaśni się zupełnie, by móc zrobić jeszcze ciekawsze i jeszcze lepsze zdjęcia. Ale nawet ja potrzebuję chwili odpoczynku, dlatego po kilkunastu minutach schowałem aparat i wpół do szóstej z radością powitałem cieplutkie, miękkie łóżeczko :)
Gdy niewiele ponad trzy godziny później budziłem Martę i Kasię na śniadanie, Marta powiedziała, że zasnęła od razu gdy się położyła, natomiast Kasia nie mogła spać jeszcze przez godzinę. Niemniej obydwie były bardzo zadowolone z wieczoru (nocy?) – stwierdziliśmy, że przy najbliższej okazji powtórzymy to, z drobnym wyjątkiem – położymy się spać jeszcze później. Po śniadaniu udaliśmy się jeszcze na krótki spacer wokół mojej i sąsiedniej miejscowości (okolica jest bardzo piękna, z trzech stron otaczają nas lasy) – wato nadmienić, że w jednym z nich Kasia znalazła podgrzybka, szkoda tylko, że lekko uszkodzonego. Zrobiliśmy sobie zdjęcia pod moją dawną szkołą podstawową (dziewczyny nawet nie oparły się pokusie wejścia na huśtawki – szczerze mówiąc, wiedziałem, że tak zrobią ;) ), a potem skróciliśmy nieco drogę powrotną korzystając z przejścia od tyłu ogrodu. Po kilkunastu minutach odprowadziłem je na stację, gdzie czekał już tata Kasi. Podsumowując: całą trójką zgodnie uznaliśmy, że było super. Powtórzymy to w jeden z wrześniowych weekendów. Tymczasem w najbliższy piątek wybieramy się z Martą do kina, by w oryginalny sposób świętować pierwszy września :)
Wczoraj na TV4 został wyemitowany jeden z najlepszych odcinków mojego ulubionego serialu (ci, którzy czytają bloga co najmniej od dwóch miesięcy, mogą się zorientować, że chodzi o Z Archiwum X) – odcinek 6x08: HOW THE GHOST STOLE CHRISTMAS. Dlaczego ten odcinek jest super? Z kilku powodów: Muldr i Scully zostają uwięzieni w nawiedzonym domu, gdzie w ukrytym pomieszczeniu pod podłogą odkrywają... swoje własne zwłoki. Okazuje się, że zostali zastrzeleni. A żeby było sympatyczniej, później dowiadują się, że to oni sami zastrzelili siebie nawzajem. Gdy czołgają się po podłodze, w kałuży krwi, Mulder nagle mówi do umierające Scully: Wstań! A Scully z dziurą w brzuchu i wielką plamą krwi na bluzce wstaje i wygląda jak gdyby nigdy nic się nie wydarzyło. Okazało się, że: a) agenci nie zastrzelili siebie nawzajem, tylko strzeliły do nich duchy; b) wcale nie są ranni ani martwi; c) czas uciekać z tego przeklętego domu :) tak więc mieliśmy szansę zobaczyć kolejny zabawny epizod Archiwum (choćby po Bad Blood czy Detour Theme), który swoim scenariuszem i zwrotem akcji bije na głowę większość „poważnych” odcinków.
Bardzo ładna piosenka z naprawdę pięknym tekstem. Gorąco polecam! Druga ciekawa piosenka tego zespołu, to „Chroń to, co masz”. Przemyślany utwór, poza tym mam słabość do rockowych aranżacji tego zespołu :) jak już nieraz wspominałem, moje ulubione gatunki muzyki to pop, rock, soft, rock, classic, instrumental; trochę mniej blues, ewentualnie jazz, ale też go znoszę. Nie cierpię hip-hopu, techno, rapu – to nie jest muzyka! :/
Tymczasem skoro poprzednia notka była o rzece Piedra, tym razem napiszę o rzece naszego życia:
PtakY – Rzeka
Z widokiem na myśli moje, trochę wyżej, wyżej siadam gdzie
Swoje miejsce ma sumienie, bo wyraźniej widzieć siebie chcę
Widzę siebie jak rzekę, widzę dobrze jak płynę przez życie hen
Widzę siebie jak rzekę, lecz nie widzę stąd gdzie jest jej, źródło jej
Z widokiem na myśli moje jak najwyżej, wyżej siadam, lecz
Jeszcze wyżej nad sumienie, bo wyraźniej widzieć siebie chcę
Widzę siebie jak rzekę, widzę dobrze jak płynę przez życie hen
Widzę siebie jak rzekę, lecz nie widzę stąd gdzie jest jej, źródło jej
Wszystko co mam to życia dar
A to kim jestem przez chwilę będzie
Z nurtem gdy w dal płynę przez czas
Wszystko kim jestem zaraz odejdzie
Tylko to wiem, co z nurtem chwyci życie moje
Widzę siebie jak rzekę, widzę dobrze jak płynę przez życie hen
Widzę siebie jak rzekę, lecz nie widzę stąd gdzie jest jej, źródło jej
Wszystko co mam to życia dar
A to kim jestem przez chwilę będzie
Z nurtem gdy w dal płynę przez czas
Wszystko kim jestem zaraz odejdzie
Wszystko co mam to życia dar
A to kim jestem przez chwilę będzie
Z nurtem gdy w dal płynę przez czas
Wszystko kim jestem zaraz odejdzie
Tylko to wiem, co z nurtem chwyci życie moje
Tylko to wiem, co z nurtem chwyci życie moje
Zachęcam do komentowania i oceniania tekstu (i piosenki, jeśli ktoś słyszał).
Niniejsza notka będzie poświęcona (do czego się już przymierzałem przez kilka dni) książce Paulo Coelho „Na brzegu rzeki Piedry usiadłam i płakałam”. Zakupiłem ją za 35 zł z kosztami przesyłki w KKKK i naprawdę nie żałuję wydania tych pieniędzy. Ale do rzeczy :)
Moje wydanie jest w oprawie twardej z obwolutą. Okładki książki pod obwolutą są jasnozielone, mają wtłoczone na awersie imię i nazwisko autora. Na grzbiecie wyszywane czerwonymi nićmi: autor i tytuł. Musze przyznać, że Drzewo Babel naprawdę postarało się i stworzyło znakomitą książkę w znakomitej formie. Jedyne, do czego można się przyczepić, to trwałość tuszu, bowiem w czterech czy pięciu miejscach druk na stronie parzystej jest nieco wytarty (a książka została wydrukowana bardzo niedawno – w kwietniu tego roku!). Na szczęście wada ta nie przeszkadza w znacznym stopniu w odczytaniu tekstu. Na pierwszej zakładce obwoluty znajduje się cytat z powieści Na stronie zewnętrznej do pierwszej strony z dopiskami autora znajduje się inskrypcja: „A jednak wszystkie dzieci mądrości przyznały jej słuszność”; Ewangelia wg św. Łukasza, rozdział siódmy, werset trzydziesty piąty.
Oryginalny tytuł powieści to „Na margem do rio Piedra eu sentei e chorei”; Została wydana w 1993 roku, Polska edycja w 1997 roku. Dostarczony mi egzemplarz to dwudzieste wydanie (2006) „Na brzegu rzeki Piedry...” – seria jedynie 2000 sztuk.
A teraz do rzeczy. Nie będę opowiadał dokładnie całej fabuły książki, bo nie chcę zepsuć niespodzianki osobom, które jeszcze jej nie czytały. Dlatego pozwolę sobie jedynie na kilka ogólnych uwag.
Uwaga! Osoby, które nie chcą poznać żadnych szczegółów dotyczących fabuły tej książki proszone są o pominięcie dalszej części notki.
„Na brzegu rzeki Piedry usiadłam i płakałam...” jest to pierwsze zdanie powieści. Zapisane w dzienniku przez główną bohaterkę – Pilar. Powieść ta jest bowiem swoistym pamiętnikiem, który szczegółowo opisuje siedem dni z jej życia. Siedem niezwykłych i cudownych dni, pełnych cudów (w dosłowny tego słowa znaczeniu), wędrówek po górach, opuszczonych klasztorach, wreszcie pełnych niespotykanych zdarzeń i tego wspaniałego klimatu, jaki mają wszystkie dzieła Coelho.
Jeszcze raz wybaczcie, że opowiem fabułę w niezwykle uproszczony sposób, lecz dzięki temu nie stracicie przyjemności wynikającej z samodzielnego odkrywania zagadek, jakie przedstawił przed nami autor.>br>
Pilar ma dwadzieścia dziewięć lat; urodziła się i wychowała w małej miejscowości, Sorii w Hiszpanii. Obecnie studiuje w Saragossie i przygotowuje się do przystąpienia do egzaminu na stanowisko urzędnika sądowego, które ma zapewnić jej dostatnią i stabilną przyszłość. Leczy czy na pewno tego pragnie? Jej miłością z lat młodzieńczych był pewien chłopak (nie poznajemy jego imienia; Pilar nazywa go „moim przyjacielem” lub „moim towarzyszem”), który po skończeniu szkoły wyjechał, by rozpocząć wędrówkę po świecie. Przez cały czas rozłąki regularnie korespondował z nią, przysyłając listy z różnych zakątków globu. Aż nagle, dość nieoczekiwanie, oznajmia Pilar, że zamierza wstąpić do seminarium we Francji. Jak potem opowiada bohaterka: „Pewnego dnia dowiedziałam się, że prowadzi wykłady(...). Przed dwoma tygodniami napisał mi, że ma zabrać głos przed niewielką grupą słuchaczy w Madrycie i bardzo mu zależy na mojej obecności. Jechałam cztery godziny z Saragossy do Madrytu, bo zapragnęłam do znów zobaczyć. Chciałam go posłuchać (...) i powspominać czasy, gdy bawiliśmy się razem i sądziliśmy, że świat jest zbyt duży, aby móc go objechać wokół.”
Pilar spotyka się ze swoim przyjacielem, który prosi ją, by towarzyszyła mu w dalszej drodze aż do Święta Niepokalanego Poczęcia. Po krótkiej namowie zgadza się, po czym ruszają w drogę, której celem jest pewna mała miejscowość na południu Francji... A to dopiero początek wielkiej przygody. Jej towarzysz wyjawia powód, dla którego zależało mu na spotkaniu: kochał ją od dzieciństwa i nawet podczas jedenastu lat rozłąki nie zapomniał o niej; wręcz przeciwnie, jego uczucie odrodziło się na nowo; teraz ma zaledwie tydzień, na podjęcie decyzji, czy zostać w seminarium i poświęcić się modlitwie, czy też opuścić mury klasztorne by powrócić do życia śród ludzi. Sytuacja komplikuje się, gdyż w pewnym momencie sama Pilar zdaje sobie sprawę, że jej serce należy do ukochanego. Ta oto opisuje to wydarzenie kilka dni później, gdy siedzi na brzegu rzeki Piedry:
” Wiedziałam, że miłość jest jak tama. Jeśli pozwolisz, aby przez szczelinę sączyła się strużka wody, to w końcu rozsadza ona mury i nadchodzi taka chwila, w której nie zdołasz opanować żywiołu. A kiedy mury runą, miłość zawładnie wszystkim. I nie ma wtedy sensu zastanawiać się, co jest możliwe, a co nie, i czy zdołamy zatrzymać przy sobie ukochaną osobę. Kochać - to utracić panowanie nad sobą.(...)Uważaj na szczelinę w tamie. Kiedy się pojawi, już nic na tym świecie nie zdoła jej zasklepić.”
Czasu upływa, a Pilar i jej towarzysz muszą dokonać ostatecznego wyboru. Czy podejmą słuszną decyzję? Dlaczego za towarzyszem Pilar podążają tłumy wiernych, którzy pragną jego pomocy? Jakie zadanie wobec Pilar ma przeor klasztoru? Co takiego poświęcił przyjaciel Pilar, by móc z nią pozostać?
Odpowiedzi na te pytania kryją się w zapiskach Pilar, prowadzonych na brzegu rzeki Piedry:
„Na brzegu rzeki Piedry usiadłam i płakałam. Legenda głosi, że wszystko, co wpada do tej rzeki – liście drzew, owady, pióra ptaków – przemienia się w kamienie spoczywające na jej dnie.(...)Na brzegu rzeki Piedry usiadłam i płakałam. Zimowy chłód sprawił, iż czułam delikatny dotyk spływających po mojej twarzy łez, i mieszały się one z lodowatą wodą płynącą u mych stóp.(...)Niech moje łzy popłyną hen, daleko, aby mój ukochany nie dowiedział się nigdy, że płakałam z jego powodu. Niech moje łzy popłyną hen, daleko, a wtedy zapomnę rzekę Piedrę, klasztor, kościół w Pirenejach, wszechobecną mgłę oraz ścieżki, które razem przeszliśmy.”
Książka „Na brzegu rzeki usiadłam i płakałam” jest piękną opowieścią o miłości dwojga ludzi, którzy gotowi są zrezygnować z życia, jakie prowadzili za nich Inni (zob. ćwiczenie Innego w powieści), by móc podążyć szlakiem, jaki wyznaczyła droga ich uczucia. Najpiękniejszym ich podsumowaniem jest jedno z ostatnich zdań Pilar: Na brzegu rzeki Piedry usiadłam i roześmiałam się”.
- Twoja miłość jest dla mnie ratunkiem i przywraca mi moje marzenia - powiedział jej towarzysz.
Najciekawsze i najpiękniejsze myśli zapisane przez Pilar na brzegu rzeki Piedry:
*Może czasem nie warto starać się, by cokolwiek zrozumieć?
*Oczekiwanie. Pierwsza lekcja miłości, jakiej się nauczyłam. Dzień dłuży się w nieskończoność, snujemy tysiące planów, prowadzimy sami ze sobą wymyślone dialogi, przyrzekamy się zmienić - i trwamy w niepokoju aż do nadejścia osoby, którą kochamy. A kiedy jest wreszcie obok, to brak nam słów. Bowiem długie godziny oczekiwania wywołują napięcie, napięcie przekształca się w lęk, a lęk sprawia, że wstydzimy się okazać własne uczucia.
*Pozostanę tu przy Tobie. A gdy pójdziesz spać, ułożę się do snu u drzwi twojego pokoju. A kiedy odjedziesz, podążę twoim śladem. Aż powiesz mi: Zostaw mnie!, a wtedy odejdę. Ale do końca moich dni nie przestanę cię kochać.
*Ten, kto potrafi poskromić swoje serce, potrafi podbić cały świat.
*(...) w Miłości nie ma żadnych reguł. Choćbyśmy trzymali się wiernie podręczników, sprawowali nadzór nad sercem, postępowali zgodnie z góry ustalonym planem - wszystko to nie zda się na nic. Bowiem o wszystkim decyduje serce i ono ustanawia prawa.
*Nieraz zdarzyło nam się skarżyć we łzach: "Cierpię z powodu miłości, która tego niewarta". Cierpimy, bo czujemy, że dajemy więcej, niż otrzymujemy w zamian. Cierpimy, bo nasza miłość jest nie doceniana. Cierpimy, bo nie udaje nam się narzucić naszych reguł gry.
*Zawsze trzeba podejmować ryzyko. Tylko wtedy uda nam się pojąć, jak wielkim cudem jest życie, gdy będziemy gotowi przyjąć niespodzianki, jakie niesie nam los.
Wmawiamy sobie z uporem, ze dzień dzisiejszy podobny jest do wczorajszego i do tego, co ma dopiero nadejść. Ale człowiek uważny na dzień, w którym żyje, bez trudu odkrywa magiczną chwilę. Może być ona ukryta w tej porannej porze, kiedy przekręcamy klucz w zamku, w przestrzeni ciszy, która zapada po wieczerzy, w tysiącach i jednej rzeczy, które wydają nam się takie same. Ten moment istnieje naprawdę, to chwila, w której spływa na nas cała siła gwiazd i pozwala nam czynić cuda. Tylko niekiedy szczęście bywa darem, najczęściej trzeba o nie walczyć. magiczna chwila dnia pomaga nam dokonywać zmian, sprawia, iż ruszamy na poszukiwanie naszych marzeń. I choć przyjdzie nam cierpieć, choć pojawią się trudności, to wszystko jest jednak ulotne i nie pozostawi po sobie śladu, a z czasem będziemy mogli spojrzeć wstecz z dumą i wiarą w nas samych.
Biada temu kto nie podjął ryzyka. Co prawda nie zazna nigdy smaku rozczarowań i utraconych złudzeń, nie będzie cierpiał jak ci, którzy pragną spełnić swoje marzenia, ale kiedy spojrzy za siebie - bowiem zawsze dogania nas przeszłość - usłyszy go głos własnego sumienia: "A co uczyniłeś z cudami, którymi Pan Bóg obsiał dni twoje? Co uczyniłeś z talentem, który powierzył ci Mistrz? Zakopałeś te dary głęboko w ziemi, gdyż bałeś się je utracić. I teraz została Ci jedynie pewność, że zmarnowałeś własne życie.
Biada temu, kto usłyszał te słowa. Bo uwierzył w cuda, dopiero gdy magiczne chwile życia odeszły na zawsze.
*Mogłam. Nigdy nie zdołamy zrozumieć sensu tego słowa, gdyż w każdej chwili naszego życia istnieją sytuacje, które mogły się wydarzyć, ale z jakichś powodów się nie wydarzyły.
*Nikt nie potrafi kłamać, nikt nie potrafi niczego ukryć, jeśli patrzy komuś prosto w oczy. A każda kobieta posiadająca choć odrobiną wrażliwości potrafi czytać z oczu zakochanego mężczyzny. Nawet jeśli przejawy tej miłości bywają czasem absurdalne.
*W prawdziwym życiu miłość musi być możliwa. Nawet jeśli nie od razu wzajemna, miłość zdoła przetrwać jedynie wtedy, jeśli istnieje iskierka nadziei - bodaj najmniejsza - że zdobędziemy z czasem ukochaną osobę. A reszta jest czystą fantazją.
*Mędrzec jest mędrkiem tylko dlatego, że kocha. Zaś głupiec jest głupcem, bo wydaje mu się, że miłość zrozumiał.
*Kto kocha, musi umieć zgubić się i odnaleźć.
*Ten, kto potrafi poskromić swoje serce, potrafi podbić cały świat.
*Wiedziałam, że miłość jest jak tama. Jeśli pozwolisz, aby przez szczelinę sączyła się strużka wody, to w końcu rozsadza ona mury i nadchodzi taka chwila, w której nie zdołasz opanować żywiołu. A kiedy mury runą, miłość zawładnie wszystkim. I nie ma wtedy sensu zastanawiać się, co jest możliwe, a co nie, i czy zdołamy zatrzymać przy sobie ukochaną osobę. Kochać - to utracić panowanie nad sobą.
*Uważaj na szczelinę w tamie. Kiedy się pojawi, już nic na tym świecie nie zdoła jej zasklepić.
*Miłość jest pełna pułapek. Kiedy chce dać znać o sobie - oślepia światłem i nie pozwala dojrzeć cieni, które to światło tworzy.
*Przecież nie ma nic głębszego od miłości.
*W baśniach księżniczka całuje ropuchę, a ta zamienia się w pięknego księcia. Zaś w życiu księżniczka całuje księcia, a on przeistacza się w ropuchę.
*(...) ten, kto kocha, podbija świat - bez obawy, że cokolwiek utraci. Prawdziwa miłość to akt całkowitego oddania.
*Spróbuj po prostu żyć. Rozpamiętywanie jest zajęciem starców.
*Być może miłość postarza nas przed czasem, albo odmładza, kiedy po miłości nie ma już śladu.
*Wody (...) mogą ugasić to, co napisał ogień.
*Wszystkie historie miłości są takie same.
*(...) niektórzy ludzie żyją skłóceni z innymi ludźmi, skłóceni z samymi sobą, skłóceni z życiem. Wówczas zaczynają odgrywać spektakl w oparciu o scenarium, który jest odbiciem ich własnych frustracji.
*W życiu bowiem istnieją rzeczy, o które warto walczyć do samego końca.
Kiedy but jest nowy, uwiera. Życie wcale nie jest inne: dopada nas znienacka i zmusza do pójścia w nieznane - gdy tego wcale nie chcemy, gdy tego nie potrzebujemy.
*Wiara i miłość nie podlegają dyskusji.
*Inny jest tym, którym nauczono mnie być, ale to wcale nie ja. Inny wierzy, że powinnością każdego człowieka jest przez całe życie głowić się jak zgromadzić pieniądze, by na starość nie umrzeć z głodu. I człowieka tak bardzo pochłaniają myśli i plany na przyszłość, że przypomina sobie o życiu dopiero wtedy, gdy jego dni na ziemi są policzone. Ale wówczas na wszystko jest już za późno.
*Jestem tym, kim może być każdy z nas, jeśli słucha swego serca. Człowiekiem, którego zachwyca tajemnica życia, który dostrzega cuda i czerpie radość z tego, co robi.
*o porażkach: nikt nie zdoła przed nimi uciec. Dlatego w walce o marzenia lepiej przegrać parę drobnych potyczek, niż zostać pokonanym na całej linii, nie wiedząc nawet, o co się walczyło.
*(...)ponieważ są to nasze marzenia, tylko my jesteśmy w stanie ocenić, jak wysoką cenę za nie płacimy.
*Kochać to niebezpieczna rzecz.
*Miłość jest jak narkotyk. Na początku odczuwasz euforię, poddajesz się całkowicie nowemu uczuciu. A następnego dnia chcesz więcej. I choć jeszcze nie wpadłeś w nałóg, to jednak poczułeś już jej smak i wierzysz, że będziesz mógł nad nią panować. Myślisz o ukochanej osobie przez dwie minuty, a zapominasz o niej na trzy godziny. Ale z wolna przyzwyczajasz się do niej i stajesz się całkowicie zależny. Wtedy myślisz o niej przez trzy godziny, a zapominasz na dwie minuty. Gdy nie ma jej w pobliżu - czujesz to samo co narkomani, kiedy nie mogą zdobyć narkotyku. Oni kradną i poniżają się, by za wszelką cenę dostać to, czego tak bardzo im brak. A ty jesteś gotów na wszystko, by zdobyć miłość.
*(...) warto kochać jedynie tę osobę, którą jesteśmy w stanie utrzymać u swego boku.
*(...) czasem nie warto do końca wszystkiego sobie wyjaśniać.
*Droga miłości bywa czasem bardzo kręta.
*Kiedyś siedziało tam dwoje zakochanych. W ciszy rozmawiały ze sobą ich serca. A gdy te dwa serca powiedziały już sobie wszystko, mogły dzielić ze sobą wielkie tajemnice.
*(...) jaki sens ma rozprawianie o miłości, skoro miłość posiada swój własny glos i mówi sama za siebie. Tamtej nocy, na brzegu studni milczenie pozwoliło zbliżyć się naszym sercom i poznać się lepiej. Moje serce usłyszało, co mówiło jego serce i poczuło się szczęśliwe.
*Miłość jest zawsze nowa. I bez względu na to, czy w życiu kochamy raz, dwa czy dziesięć razy, zawsze stajemy w obliczu nieznanego. Miłość może nas pogrążyć w ogniu piekieł albo zabrać do bram raju - ale zawsze gdzieś nas prowadzi. I czas się z tym pogodzić, albowiem jest ona treścią naszego istnienia. Jeśli się jej wyrzekniemy, umrzemy z głodu pod drzewem życia, nie mając śmiałości, by zerwać jego owoce. Miłości trzeba szukać wszędzie, nawet za cenę długich godzin, dni i tygodni smutku i rozczarowań.
Bowiem kiedy wyruszamy na poszukiwanie Miłości - ona zawsze wyjdzie nam naprzeciw.
I nas wybawi.
*Otworzyłam okno i otworzyłam moje serce. Słońce zalało cały pokój, a miłość zalała moją duszę.
*Miłość nigdy nie przychodzi po trochu. (...) Jeszcze wczoraj świat miał jakiś sens, mimo iż jego w nim nie było. Dzisiaj potrzebowałam go u swego boku, by dojrzeć prawdziwą istotę rzeczy.
*Niech się dzieje wola Twoja, Panie. Bo znasz słabość duszy Twych dzieci i nakładasz na każdego jedynie taki ciężar, jaki jest zdolny udźwignąć. Błagam Cię, byś chociaż Ty zrozumiał moją miłość, bo to jedyna rzecz, którą naprawdę posiadam, jedyna rzecz, którą będę mogła zabrać ze sobą do innego świata. I spraw, by moja miłość pozostała odważna i czysta, wiecznie żywa, pomimo wszystkich otchłani i pułapek tego świata.
*(...) jedynie człowiek szczęśliwy może promieniować szczęściem wokół.
*Jak rozdarte królestwo nie potrafi odeprzeć ataków wroga, tak i rozdarty człowiek nie może życiu stawić godnie czoła.
*Czekanie sprawia ból. Zapomnienie sprawia ból. Lecz nie móc podjąć żadnej decyzji jest najdotkliwszym cierpieniem.
*Przez lata toczyłam nieustanną walkę z własnym sercem, gdyż bałam się smutku, cierpienia i rozstań. Żyłam w przekonaniu, że prawdziwa miłość jest ponad tym wszystkim i lepiej umrzeć niż jej nie zaznać. Wydawało mi się, że odwaga jest przymiotem innych ludzi, teraz ze zdumieniem odkrywałam jej istnienie w sobie samej. Nawet jeśli miłość niesie z sobą rozłąkę, samotność i smutek, to warta jest ceny, jaką trzeba za nią zapłacić.
*(...)słowa nie służyły niczemu. Miłość odkrywa się kochając.
*Miłość nie pyta o nic, bo kiedy zaczynamy się nad nią zastanawiać, ogarnia nas przerażenie, niewypowiedziany lęk, którego nie sposób nazwać słowami. Może jest to obawa bycia wzgardzonym, odrzuconym, obawa, że pryśnie czar? Może wydaje się to śmieszne, ale właśnie tak się dzieje. Dlatego nie należy stawiać pytań, lecz działać. (...) trzeba wystawić się na ryzyko.
*(...) Bóg ukrył piekło w samym sercu raju.
*Wystarczy, że ulegniesz - i już go nie ma. Tacy są mężczyźni.
*Pozwoliłaś wiać wichrom, otworzyłaś drzwi, a teraz miłość całkiem już zawładnie twoim życiem. Jeśli będziemy działać szybko, może uda się jeszcze zapanować nad biegiem wypadków.
*Mężczyźni zawsze mają jakieś powody (...). A wszystko kończy się zazwyczaj tym, że porzucają kobiety.
*Nadejdzie dzień, w którym spotkasz kogoś, mężczyznę, którego pokochasz bez ryzyka.
*Upadek z trzeciego piętra jest równie tragiczny w skutkach, jak upadek z wysokości stu pięter. Jeśli już mam spadać, niechaj będzie to przynajmniej z wysoka.
*Wierzę zatem, że jeśli człowiek poszukuje miłości, to ją w końcu znajduje, a wtedy skupia wokół siebie jeszcze więcej miłości. Wystarczy, by jeden człowiek był nam życzliwy, a wtedy inni również stają się życzliwi. Zaś kiedy jesteśmy sami, to coraz bardziej zasklepiamy się w naszej samotności. Dziwne jest życie.
*(...) można przebudować całe miasto, ale nie da się przenieść studni. Wokół studni spotykają się zakochani, zaspokajają swoje pragnienie, budują domy, wychowują dzieci. I jeśli ktoś postanawia odejść, to studnia żadną miarą za nim nie podąży. Podobnie porzucona miłość zostaje, ale nadal wypełnia ją ta sama czysta woda.
Poniższa notatka powinna być opublikowana 17-go sierpnia, jednak ze względu na problemy techniczne wklejam ja dopiero teraz. Jutro napiszę następną notkę dotyczącą aktualnych wydarzeń.
Zgodnie z obietnicą piszę dziś dalszy ciąg historii ostatnich kilkunastu dni. Zacznijmy od tego, że wraz z pierwszym weekendem sierpnia rozpoczęliśmy warsztaty związane z naszym projektem astronomicznym. W ostatnim tygodniu lipca odebraliśmy wreszcie od kuriera cały sprzęt obserwacyjny; jego złożenie zajęło kilka dni, ale raptem w ciągu 72 godzin mogliśmy już rozpocząć cykl spotkań popularnonaukowych. Aktualnie szykujemy się do przedostatniego dnia projektu (odbędzie się w najbliższą sobotę) – potem zostanie nam zorganizowanie jeszcze jednej połączonej części teoretycznej i praktycznej oraz pojedynczej niezależnej obserwacji. Mamy cichą nadzieję, że wyrobimy się do końca sierpnia, gdyż w czasie roku szkolnego na pierwszy plan wychodzi zbyt wiele innych spraw – możemy po prostu nie być w stanie jednocześnie uczyć się, zajmować sprawami prywatnymi, służbowymi związanymi z pracą naszej organizacji a na dodatek szykować kolejne obserwacje i wykłady.
Mimo, że do końca wakacji zostało jeszcze trochę ponad trzy tygodnie, już zaczynam się martwić nadchodzącymi dziesięcioma miesiącami wytężonej i ciężkiej pracy. Początek był bardzo trudny, zaś drugi rok nauki to w zasadzie istna masakra. Gorzej będzie już tylko w trzeciej klasie, kiedy to wystartuje prawdziwa maturalna gorączka. Na razie jednak staram się cieszyć resztką wolnego czasu i odpoczywać, póki jest mi to dane.
Podczas pierwszego i drugiego dnia projektu spotkałem się także z Martą, która korzystając z okazji odwiedziła mnie (mieszkam zaledwie kilka kilometrów od stanowiska obserwacyjnego, gdzie realizowaliśmy projekt). Po zakończeniu projektu nocowała u mnie i następnego dnia rano wracała do siebie; niestety najpewniej nie będzie mogła przyjechać na trzecie spotkanie, jednak liczę, że bez problemu dotrze na zakończenie projektu, które nastąpi już w ostatnią niedzielę sierpnia.