niedziela, 31 lipca 2005
Ognisko było super.
Wszyscy mieliśmy się spotkać przed domem Zośki. Okazało się, że na miejscu jest jedynie 6 z przewidywanych 11 osób. Reszta miała dotrzeć w trochę późniejszym terminie. Zatem, gdy po chwili Zośka wyłoniła się z bramy swojej posesji i przywitała wszystkich bardzo serdecznie, powoli ruszyliśmy w stronę widocznego po prawej stronie lasu (tam miało być przygotowane miejsce na imprezę). Jak się też okazało, cały wymagany osprzęt (z wyjątkiem drewna i wiadra z wodą, które nieśliśmy) został już zgromadzony. Teren działań to odległa o kilkanaście metrów od bocznej drogi i kilka metrów od pola, niewielka polanka, albo raczej przerzedzenie drzew na skraju lasu. Około 20:20 podjęliśmy pierwsze próby rozpalenia ognia. Z początku nie było ciekawie, ale wpół do dziewiątej wieczorem pierwsza iskierka (nadziei?) pojawiła się na chruście. Kilka minut później dotarł też do nas Tomek T. Zatem stan ekipy wyglądał następująco: ja, Tomek T., Zośka, Marek, Baśka, Justyna, Bernadeta i Kaśka. W dalszym ciągu czekaliśmy na pojawienie się Tomka B., Michała i Łukasza.
O 21 ognisko paliło się już radosnym płomieniem, a pierwsze kiełbaski wskoczyły na patyki. Zaczęliśmy rozmawiać na różne tematy, sprawdzając co jakiś czas, czy nie trzeba podłożyć nowych gałęzi. W międzyczasie razem z Markiem dla zabawy ścigaliśmy wielkiego chrabąszcza siedzącego na pniu dębu. Pierwszy nam uciekł, drugiego rozdeptały dziewczyny, trzeci za to wpadł w gęstą trawę tak bardzo, że nie sposób było go znaleźć. Okazało się jednak, że dla Tomka T. nie sprawiało to większego problemu. Tyle, że gdy owad znalazł się na jego ręce, znudzony ucieczką po prostu... odleciał. Następny już się nie pojawił, chociaż przez chwile wydawało mi się, że widzę kolejnego osobnika. Gdzieś o 21:30 pojawiło się naszych „trzech muszkieterów”, czyli Tomek. B., Michał i Łukasz. Ekipa w komplecie. Tomek. T. podrzucił za dużo drewna do ognia i został obezwładniony przez „siły bezpieczeństwa”, gdyż istniało poważne ryzyko, że puści z dymem cały las.
22:10 – Bernadeta opuszcza zgromadzenie w asyście Kaśki i Justyny. Dziwi nas to, gdyż zabawa trwa dopiero od niespełna półtorej godziny (wyłączając czas przygotowań). Ale cóż, nie komentujemy... Tymczasowo 5 osób mniej (muszkieterzy tworzą dodatkową eskortę :-) ). Robi się dziwnie pusto, więc szybko rozpoczynamy rozmowę, by zająć czas. W międzyczasie Tomek T. kilka razy ratuje ognisko od pewnej „śmierci”, czyli wygaśnięcia. Kilkanaście minut później słyszymy w oddali kroki – to wraca 5-osobowa ekipa. Postanowiliśmy zrobić im mały psikus – zabraliśmy całe jedzenie i uciekliśmy w las. Ciekawi jesteśmy, jak na to zareagują, ale w międzyczasie trzeba wejść głębiej, bo jesteśmy doskonale widoczni.
Gdy oddaliliśmy się o dobre kilkadziesiąt metrów, słyszymy podniesione głosy – reszta dotarła już na miejsce i zaczęła nas szukać. Trzeba uciekać ;-) Mamy pomysł, żeby okrężną drogą powrócić do celu dokładnie w tym momencie, gdy szukający będą daleko i udać, że nigdzie się nie ruszaliśmy. Zośka zaczęła hałasować i biec w przeciwnym kierunku, żeby zwrócić ich uwagę. My w tym czasie cichutko (nie licząc kilku przekleństw, gdy Tomek potknął się o korzeń) przeszliśmy do ogniska i siedliśmy na ławce. Kilka minut później powraca grupa pościgowa i Zośka. Żart udał się nawet dobrze.
Dziesięć minut przed jedenastą Justyna i Kaśka również zbierają się do domu. Eskorta wyrusza z nimi, więc na miejscu zostaję tylko ja, Tomek, Zośka, Marek i Baśka. Na wszelki wypadek już teraz ustalamy szczegóły powtórki imprezy. Dziewczyny zaczynają plotkować, a ja i Tomek przegrywamy dane pomiędzy telefonami. Po kwadransie chłopaki wracają. Wpadamy na pomysł, żeby zadzwonić do Celiny i zaprosić ją na imprezę. Dzwoni Tomek i chwilę rozmawiamy z nią wszyscy (na zestawie głośnomówiącym). Chcemy też zadzwonić do Czerwowskiej, ale zamiast sygnału słyszymy w słuchawce „abonent jest czasowo niedostępny...”
Około 23:30 dorzucamy do ogniska kolejną porcję gałęzi i liści. Potem korzystając z dzwonków wgranych na komórki organizujemy konkurs rozpoznawania melodii i tematów filmowych. Głównie męczymy Zośkę, gdyż stawia ona najmniejszy opór przy zadawaniu kolejnych zagadek. Rozmawiamy również o naszych wybranych szkołach ponadgimnazjalnych i o pozostałych członkach klasy. Temat staje się ciekawszy, gdy schodzi na nauczycieli i ich wakacyjne zajęcia...
O 00:16 gasimy ognisko i zabieramy resztę rzeczy do domu Zośki. Ponieważ zabrakło nam wody, część ognia zadeptaliśmy bardzo dokładnie i zasypaliśmy piaskiem. Marek zdecydował się natomiast na bardzo oryginalny sposób zabezpieczenia ognia (mimo, że nie było już takiej potrzeby). Nie napiszę jaki, ale co bystrzejsze osoby na pewno się domyślą.
Po odniesieniu sprzętu rozjechaliśmy się do domów i zaczęliśmy wielkie odsypianie ;-)
Ogólnie mam bardzo miłe i pozytywne wrażenia po spotkaniu. Mogliśmy swobodnie porozmawiać o różnych sprawach, szkole, wakacjach i kupie innych rzeczy. That was great!