Wczoraj na przedostatniej lekcji mieliśmy bardzo interesujący apel. Ponieważ w środę po lekcjach w szkole odbywała się dyskoteka andrzejkowa, jak zwykle dyrektor wylewał nam swoje żale dotyczące zachowania niektórych osób. Tym razem jednak rzeczywiście przesadzili. A zaczęło się, jak zwykle, bardzo głupio.
Mateusz B. Jest najgorszym, najgłupszym i najwredniejszym uczniem w naszej klasie. Nikt go nie lubi (oczywiście z tych lepiej uczących się; ci gorsi ubóstwiają go za to, że potrafi przekląć nauczycielowi w twarz i odmówić przeproszenia za swoje zachowanie) ale chcąc, niechcąc musimy znosić jego towarzystwo. Dyrektor najlepiej przeniósłby go do innego gimnazjum, ale nikt nie zamierza przyjmować takiego delikwenta.. Ale chyba za bardzo odbiegłem od tematu. No więc ów Mateusz postanowił bardzo długo bawić się na dyskotece. A że zabawa szybko męczy, więc razem z dwójką absolwentów naszego zaszczytnego gimnazjum postanowił zainwestować w wysokoprocentowe wspomaganie. Złożyli się wszyscy po 15 złotych i jeden z nich (Jasiek K.). udał się do sklepu po zaopatrzenie. Ponieważ jednak nie miał własnej reklamówki, Mateusz dał mu swój plecak. Po dokonaniu transakcji spoczywały w nim trzy butelki wina porzeczkowego, puszka piwa i paczka papierosów. Z całym tym ekwipunkiem Jasiek pędził do szkoły. Pędził, ponieważ do rozpoczęcia dyskoteki zostało tylko 15 minut. Niestety na swoje nieszczęście, przy głównej bramie natrafił na... dyrektora.
Dyrektor zobaczył Jaśka i chciał z nim chwile zagadać. Jasiek zatrzymał się i zaczęli rozmowę. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że w pewnym momencie ten drugi poślizgnął się i szarpnął plecakiem. Ten zaś wydał dźwięk stuknięcia butelką o butelkę. Domyślacie się zapewne, co było dalej. Dyrektor natychmiast zaprowadził Jaśka do pokoju nauczycielskiego i zrobił przeszukanie. Znalazł całe zaopatrzenie i dowiedział się, czyj był plecak. Mimo tak beznadziejnej sytuacji Jasiek wziął całą winę na siebie, mówiąc, że nie wiedział, czyj jest plecak, i że tylko pożyczył go sobie, bo wisiał w szatni. Było to tak oczywiste kłamstwo, że nikt w nie nie uwierzył, tym bardziej dyrektor. Mateusz został wezwany do pokoju w celu złożenia wyjaśnień. Potwierdził wersję Jaśka. Mimo to dyrektor nie oddał mu plecaka. Powiedział, że jeśli chce go otrzymać z powrotem, ma zaczekać do następnego dnia (czyli do czwartku).
W czwartek zaś został zwołany już wspomniany apel. Dyrektor powiedział w skrócie, o co chodzi i poprosił Mateusza na środek sali. Następnie postawił przed nim plecak z zawartością i puste wiadro. Mówił, że Mateusz wie co robić, żeby odzyskać plecak. Mateusz oczywiście wiedział. Publicznie wylał do wiaderka wszystkie trzy wina, piwo oraz rozerwał każdy papieros na malutkie kawałeczki. Na koniec całą mieszaninę wylał do klozetu. Wtedy dopiero dyrektor oddał mu plecak, mówiąc przy okazji, ze chętnie wlepiłby mu naganę z wpisaniem do akt, ale nie ma dostatecznych dowodów, że wersja zmyślona przez Jaśka nie była prawdziwa.
Apel był wyjątkowo ciekawy. Aha. I mamy zakaz robienia dyskotek do końca kwietnia. Fajnie...