Po prostu moje życie, moje pasje, moje namiętności...
Jeśli ktoś chce, to zobaczy bloga niezaleznie od tego, co tutaj napiszę. A jeżeli ktoś nie ma ochoty wejść, to bez względu na to, co tutaj napiszę i tak mnie nie odwiedzi :)
Za dużo wspomnień i zbyt wielki zamęt w głowie, by się z nimi uporać. Nawet nie wiem, czy powinienem zapomnieć, czy też nie... Wszystko jest takie dziwne.
Te wspomnienia są częścią mnie, to dzięki nim jestem tym, kim jestem. Ale jednocześnie ich obecność sprawia, że chwilami ciężko jest mi opanować wzruszenie. Płakałem przy nich w duchu niezliczoną ilość razy, na zewnątrz nie roniąc ani jednej łzy. Wielokrotnie dzięki nim powstawałem z najgłębszego smutku, lecz także wpadałem w rozpacz. Jeśli wyrzeknę się tych wspomnień, stracę wszystko, co mi one dały. Zarówno Dobro i Zło, które ze sobą przyniosły.
Czy warto jest zapłacić taką cenę? Czy mogę pokonać smutek i nostalgię kosztem piękna i jedynej radości, jaką doświadczyłem w życiu? Czy w ogóle mam prawo, aby o tym decydować?
Czemu właśnie mnie postawiono przed koniecznością tego wyboru? Czym zasłużyłem sobie na taką nagrodę bądź karę, aby zadecydować? Wydaje mi się, że znam przynajmniej kilka osób, które byłyby lepiej przygotowane do podjęcia takiej decyzji. Lecz może dlatego, że nie jestem do tego gotowy, teraz muszę wybrać? Najgorsze jest to, że nie mam pojęcia, która decyzja okaże się dobra, która zła.
Chyba przed dokonaniem wyboru muszę zajrzeć do kilku zbiorów moich notatek z ubiegłych lat. Mam przeczucie, że znajdę w nich odpowiedź na co najmniej jedno z pytań. Wprawdzie część zapisków trzeba będzie porządnie odkurzyć, lecz jak to mówił Behemot:
”Rękopisy nie płoną."
"Ten, który kocha, powinien dzielić los tego, kogo kocha." Michaił Bułhakow, „Mistrz i Małgorzata”
Napiszę naprawdę krótko, ponieważ nie mam niestety czasu na rozbudowaną notatkę. Zaczął się rok szkolny, więc znowu zaczęła się ciężka, nawet najcięższa dotychczas, praca. Wprawdzie wymiar godzin to teoretycznie 29/tydzień, ale dochodzą jeszcze fakultety (we wtorek do późnego popołudnia, więc jest ciężko z powrotem) oraz zajęcia dodatkowe, powtórki, itp. Po prostu masakra.
Dzisiaj obejrzałem rewelacyjny film „efekt motyla”, który pożyczył mi Tomek dobre kilka tygodni temu. Scenariusz jest świetny chociaż zakończenie przygnębia – główny bohater pragnie uchronić swoją dziewczynę przed śmiercią, jednak im bardziej stara się (wracając do przeszłości i zmieniając kluczowe w niej wydarzenia), tym bardziej niszczy życie swoje i osób mu najbliższych. Końcowy morał filmu jest taki, iż aby ochronić ukochaną osobę, bohater musi się od niej odsunąć. Tylko wtedy nie będzie stanowił dla niej zagrożenia.
No tak, szalone dni za sobą już mam Pełne pułapek wędrówki kocie Leżenie na ulicy wpatrywanie się w gwiazdy Kradzione mleko i nieprzespane noce Ognisko z tobą i ten pierwszy raz I pierwsze łzy i dotyk samotności Boża obecność gdy było źle Niepokój w sercu i zazdrość z miłości To wszystko przydarzyło się właśnie mnie
Pamiętam prawie wszystkie lane poniedziałki Kłopoty w szkole i huczne urodziny Zbyt wczesny powrót rodziców gdy spaliśmy razem Czy pamiętasz ich miny Wiem, ktoś już kiedyś śpiewał Niestety już go wśród nas nie ma Gdzie są wszyscy moi przyjaciele Wspomnienia to przecież tak niewiele
Spoglądam czasem w lustro Czy jestem jeszcze tam Dlaczego komplikuję sobie całe życie Przecież im mniej posiadam, tym więcej mam
A teraz tylko gonitwa za szmalem I nieprzespane noce w obawie o jutro Ile jesteś wart od życia dostaniesz Niepotrzebny bagaż zmartwień oraz smutków Czasem warto zostawić to wszystko Leżeć na ulicy, wpatrywać się w niebo Wspominać dni gdy było się wariatem Nawet mądrzy ludzie robią czasem coś głupiego
Stało się - w końcu nadszedł czas powrotu do szkoły. Obecny rok szkolny będzie moim ostatnim, trzeba więc się naprawdę postarać, aby był naprawdę na wysokim poziomie :) Pytanie tylko, czy wszyscy inni też dołożą wszelkich starań, aby te ostatnie dziewięć miesięcy wykorzystać najlepiej, jak się da. Na to jednak ja nie mam żadnego wpływu.
To były udane wakacje. Wprawdzie często nie dopisywała nam pogoda, ani też nie mogliśmy przeprowadzić obserwacji z prawdziwego zdarzenia (jak to miało miejsce rok wcześniej podczas jednego z naszych projektów naukowych), niemniej naprawdę wspaniałym był fakt, że w ciągu całych wakacji mogliśmy kilka razy spotkać się w gronie przyjaciół, porozmawiać, obejrzeć jakiś fajny film czy wyjść wieczorem na zewnątrz i obserwować Księżyc oświetlający daleki horyzont przed nami. Dla mnie niezwykle ważna była możliwość spotkań z Martą, i to zarówno tych podczas obserwacji, jak i wspólnych wyjść do kina czy wreszcie niedawnego wyjazdu do Warszawy. Spędziliśmy wiele cudownych chwil, które na długo pozostaną w pamięci. Z pewnością wystarczająco długo, aby mogły je uzupełnić wspomnienia z przyszłorocznego wyjazdu.
Mimo, iż w domu czuję się najlepiej i nie zawsze mam ochotę na podróżowanie, to jednak koniec końców lubię się włóczyć. Mijające wakacje zakończyłem właśnie wyjazdem, co okazało się bardzo dobrym pomysłem - dzięki temu jeszcze świeże wspomnienia wystarczą, aby dodać mi energii na kilka pierwszych tygodni nauki - akurat tych najgorszych, ponieważ wraz ze zrywaniem kolejnych kartek z kalendarza, podświadomie coraz bardziej dostosowujemy się do szkolnej rzeczywistości i czujemy sie w niej coraz lepiej. Niezmiernie istotnym faktem jest też znaczne skrócenie trwania tego roku szkolnego. Mamy tylko osiem miesięcy nauki, po których (i po maturze w dziewiątym miesiącu, oczywiście) do października musimy się martwić jedynie o wyniki rekrutacji.
Wczoraj przeczytałem pierwszą część znakomitej trylogii fantasy autorstwa Gartha Nixa - Sabriel, Lirael, Abhorsen. Dwie następujące po niej części wpadły mi w ręce już dawno, jedna chyba nawet rok temu, lecz dopiero teraz udało mi się zakupić całą trylogię i móc przeczytać wszystkie trzy tomy we właściwej kolejności. Wczoraj do wpół do czwartej nad ranem czytałem Sabriel, dzisiaj pochłaniam Lirael, ale na pewno nie dokończę jej, gdyż przecież musze się wyspać przed jutrzejszą inauguracją roku szkolnego 2007/2008. Ale nie muszę się spieszyć - książki będą cierpliwie czekać na półce...Ponieważ teraz większość mojego czasu zajmie nauka, wpisy na blogu mogą pojawiać się znacznie rzadziej.
”Czy idący wybiera drogę, czy droga idącego?”
Garth Nix, „Sabriel”
Wczoraj wróciłem z czterodniowego wyjazdu z Martą do stolicy naszego wspaniałego i olśniewającego państwa [>>miejsce na ironię<<]. Nie będę opisywał szczegółów wyjazdu, gdyż nie jest to ani właściwa pora, ani właściwe miejsce. Było naprawdę bardzo, bardzo, bardzo fajnie.
Dzisiaj natomiast musiałem pojechać do szpitala z powodu problemów z nogą (od ponad dwóch miesięcy nie mogę wyleczyć paskudnego zastrzału). Na początku było jeszcze znośnie, lecz teraz nie mogę chodzić - jedynie kuśtykam, stawiając ciężar ciała na pięcie. W dodatku zastrzał coraz częściej krwawił i trzeba było coś z tym zrobić. Zostałem bardzo fachowo przyjęty przez praktycznego lekarza, który raz, dwa zrobił z nogą co trzeba. Z opatrunkiem i zwolnieniem zostałem wypisany do domu. Poza tym dostałem jeszcze parę antybiotyków. I jazda.
Naszła mnie dzisiaj pewna refleksja. Mogę chyba uważać się za człowieka szczęśliwego. Oczywiście nie znaczy to, że jestem w pełni zadowolony ze wszystkiego w moim życiu, jednak wiem, że taki moment nie nastąpi nigdy. Dlatego trzeba także uczyć się cieszyć tym, co mamy obecnie - Chwytaj dzień, jak najmniej ufając przyszłości. Jak każdy, także i ja mam swoje małe i większe marzenia, chciałbym bardzo, żeby się spełniły. Jednak moje największe marzenie już się spełniło w dużej części... I nawet, gdyby pozostałe miały na zawsze pozostać marzeniami, będę szczęśliwy, jeśli tylko to jedyne największe marzenie spełni się do końca, lub chociaż pozostanie spełnione w obecnej części.
A Anioły są wokoło. Patrzą, przed miłością chylą czoło.
Wilki - „Ja ogień, ty woda” Od początku zawsze inni Jak korzeń i drzewa i lot ptaka I me serce bije w nas Jednak los nam ręce splata Dotyk czyni cuda I dlatego tu jesienny mój schron Tu, tu zimowy mój dom
Ja ogień, Ty woda Ja ogień, Ty woda Ja ogień, Ty woda Ja ogień, Ty woda
Ci, co patrzą gdzieś z daleka Prawdy nie chcą znać Rację pragną mieć I we mgle odnajdę zawsze Ślady Twoich stóp Myśli Twojej szum Tu jesienny mój schron Tu, tu zimowy mój dom
Ja ogień, Ty woda Ja ogień, Ty woda Ja ogień, Ty woda Ja ogień, Ty woda
De Su - „Kto wie...” Bo kiedy miasto na święta się stroi Niejeden z nas o przyszłość się boi Niejeden z nas w marzenia ucieka Wierząc że spełnienie gdzieś czeka
A kto wie czy za rogiem Nie stoją Anioł z Bogiem I warto mieć marzenia Doczekać ich spełnienia A kto wie czy za rogiem Nie stoją Anioł z Bogiem Nie obserwują zdarzeń I nie spełniają marzeń Kto wie, kto wie?
Niejeden z nas czasami robi jakiś błąd Czasem się zdarza dwa razy pod rząd Ufa tym co nie warci ufania Kocha tych co nie warci kochania
A kto wie..
Jeśli zrobisz ten właściwy krok Zanim znów upłynie życia rok To wszystko będzie tak jak trzeba Z udziałem lub bez udziału nieba
A kto wie..
(Słowa tych dwóch piosenek są dzisiejszym cytatem)
Potworne gorąco wkrada się do pomieszczenia znienacka, Najpierw przychodzi pod pozorem miłego wiatru, który niezwłocznie po otwarciu okna wpompowuje do pomieszczenia całe masy rozpalonego, gorącego powietrza z zewnątrz. Gdy już zorientujesz się w jego taktyce, wietrzyk nagle zamiera, zaś ty próbujesz wygonić gorące, duszne powietrze z pokoju, otwierając na oścież okna albo włączając wentylatory. Niestety, jest to bezskuteczne, bowiem wymiana ciepła a tym samym naturalny ruch powietrza nie może zajść, gdy wszędzie jest ono tak samo gorące. Wentylator także nie przynosi ulgi, gdyż tylko dmucha na ciebie strumień parnej, lepkiej, gorącej mieszaniny gazów cieplarnianych, azotu, tlenu, pary wodnej, dwutlenku węgla, gazów szlachetnych i innych składników, na co dzień nazywanej potocznie powietrzem. Nie masz czym oddychać, odnosisz wrażenie, że znajdujesz się na patelni, a ktoś właśnie podpalił pod tobą gaz. Gorące, suche powietrze unosi się nad ziemią, powodując złudzenie falowania obrazów znajdujących się nad lub w tle rozgrzanych powierzchni materiałów stałych... Wszystko topi się we wszechobecnej aberracji...
Czujesz, jak przez każdy kanał potowy na twojej skórze nieustannie wytryskiwana jest fontanna potu. Wzdłuż twojego kręgosłupa spływają jedna po drugiej, kropelki potu. Brwi nieustannie zapobiegają dostaniu się słonego potu do oczu, a tym bardziej jeszcze większemu podrażnieniu i tak już wysuszonych powierzchni gałek ocznych i spojówek. Jeśli pracujesz przy komputerze, masz wrażenie, że ekran promieniuje na ciebie ze dwojoną siłą, zaś każdy elektron zmierzający ku tobie niesie ze sobą ogromny potencjał energii zamieniany na ciepło.
Mając szczęście (albo nieszczęście) posiadania zimnego napoju, prosto z lodówki stojącej przy kiosku nieopodal, pragniesz od razu ugasić narastające w tobie pragnienie. Otwierasz butelkę i pijesz zimny, orzeźwiający napój dużymi łykami, nasycając się jego chłodem i wilgocią. W tym samym czasie rozgrzane do znacznie wyższej niż prawidłowa temperatury węzły chłonne oraz ścianki twojego gardła, w kontakcie z dla nich lodowatym płynem, przeżywają szok termiczny. Ogromna różnica temperatur między ich gorącą powierzchnią a napojem powodują kolejne zaburzenie homeostazy (po raz pierwszy zaburzona została samym upałem) i czasowe pogorszenie wydajności czynności układu odpornościowego. Bakterie żyjące na ściankach twojego gardła, tylnej części języka, języczku i podniebieniu, w połączeniu z bakteriami, które mogą bez problemu dostać się do twojego gardła z zewnątrz, nawiane przez wentylator, a pochodzące z nienależycie konserwowanej i dezynfekowanej wentylacji, zaczynają rozmnażać się z niekontrolowany sposób. Początkowo czujesz drapanie, kłucie albo łaskotanie w gardle, które nasila się wraz z postępowaniem infekcji. Gdy masz szczęście, obywasz się bez pomocy lekarza, stosując częste płukanki z roztworu wody utlenionej, chlorku sodu bądź potasu, albo salviaseptu, które zastosowane w porę, zatrzymują namnażanie się bakterii oraz niszczą te już znajdujące się w miejscu infekcji. Jeśli masz mniej szczęścia (czego ci naprawdę nie życzę), lądujesz u lekarza z silnym bólem gardła, na który dostajesz pastylki do ssania (strepsils, cholinex, itp.), środek przeciwbólowy/przeciwinfekcyjny, np. nurofen, ibuprofen, a gdy masz jeszcze mniej szczęścia, dostajesz antybiotyk, by uniknąć, albo leczyć już powstała anginę. Po kilku dniach regularnego zażywania leków infekcja przechodzi, a Twoje gardło znów jest zdrowe. Do czasu, kiedy po raz kolejny w ogromny upał będziesz pił/piła wielkimi łykami zimny napój (albo niekoniecznie zimny, ale napój gazowany, gdyż ulatniający się z napoju dwutlenek węgla w postaci pęcherzyków gazu skutecznie obniża temperaturę przełyku powodując identyczny szok termiczny), jadł lody prostu z zamrażarki, czy robił inną podobną, nierozważną rzecz, która przynosząc chwilową ulgę, może niemal natychmiast spowodować przykrą i uciążliwą infekcję gardła.
Jak więc pić, by ugasić pragnienie, lecz zachować zdrowe gardło? Nie jestem tutaj żadnym ekspertem i nie czuję się upoważniony do wypowiadania się zamiast całej rzeszy ekspertów, których jakoś nigdzie nie widzę, ani w telewizji, ani w prasie, ani nie słyszę ich w radiu. Niemniej na miarę swoich możliwości przedstawię kilka moim zdaniem wartych uwagi porad. Nie zmuszam jednak nikogo do ich stosowania. Ba, nawet nie musicie ich czytać!
Należy pić powoli, małymi łykami aby przełykany płyn zdążył chociaż odrobinę ogrzać się w jamie ustnej przed zetknięciem się z tylną ścianką gardła. Osobiście nie polecałbym napojów prosto z lodówki albo gazowanych, można jednak pozostawić gazowany napój odkręcony, na słońcu, aby nadmiar gazu uwolnił się z niego, zaś temperatura samego napoju była na poziomie temperatury naszego gardła. Wiem, że picie w upał ciepłego napoju może wydać się barbarzyństwem, ale jest najbezpieczniejsze, szczególnie dla osób o wrażliwych gardłach. Oczywiście nie twierdzę, że każda osoba która w minutę wypije litrowa cole z lodówki nie przyjdzie następnego dnia do pracy z powodu anginy – równie dobrze ktoś może być zdrów jak ryba, a picie lodowatych napojów nie zrobi na nim ani jego gardle najmniejszego wrażenia. Ale nie wiadomo, czy to właśnie my nie mamy bardziej wrażliwego gardła, które może ucierpieć w takim przypadku.
Aby ochłodzić się w bezpieczny sposób i zmniejszyć potliwość ciała można położyć na karku ręcznik czy ściereczkę zmoczoną w zimnej wodzie (postępowanie takie samo jak w wypadku gorączki). Można też odkręcić kran i zanurzyć ręce po łokcie w strumieniu letniej, chłodnej, ALE ABSOLUTNIE NIE LODOWATEJ wody. Dlaczego nie lodowatej? Słyszałem osobiście o przypadku w mojej okolicy, kiedy spocona i rozgrzana osoba zanurzyła ręce, a potem głowę w strumieniu lodowatej wody, o temperaturze rzędu kilku stopni, co spowodowało szok termiczny i zatrzymanie akcji serca. Niestety nie zdołano jej uratować... Co wcale nie znaczy, że trzymanie rąk po łokcie w letniej a nawet chłodnej wodzie jest niebezpieczne – ten sposób także stosowany jest w wypadku osób z gorączką.
Przy korzystaniu z klimatyzacji należy pamiętać, że powinna być ona regularnie konserwowana i przeglądana. Kiedyś z powodu niedoglądanej klimatyzacji, w której rozwinęły się groźne drobnoustroje, w pewnym hotelu (bodajże w Anglii, ale pewny nie jestem) zmarło kilkanaście osób (wszystkie zostały zakażone mikrobami przez kontakt z zanieczyszczonym powietrzem z niesprawnej klimatyzacji). Dlatego klimatyzatory i instalacja klimatyzacyjna powinny być regularnie przeglądane przez fachowca specjalizującego się w odgrzybianiu i konserwacji tych urządzeń.
Nie zapominajmy, że w upalne dni pracodawca zobowiązany jest zapewnić pracownikom dostęp do nielimitowanej ilości świeżej wody pitnej. Pracodawca nie może określić przydziału, np. dla każdego pracownika po jednej półlitrowej buteleczce wody – jeżeli komuś nie wystarcza taka ilość, pracodawca ma obowiązek dostarczyć mu więcej wody. Dlatego nie bójmy się upominać o swoje prawa.
To na tyle na dziś. Jeszcze jedno: wiem, że ktoś może twierdzić, że te porady są nieaktualne albo że trzeba robić zupełnie inaczej, ale to jest indywidualna sprawa każdego z nas, w jaki sposób przeżyje upał. Nie chciałbym natomiast, aby w komentarzach do tej notki pojawiły się np. opinie, że wg nowej normy ISO bla bla bla 9001:cośtam woda pitna powinna mieć temperaturę 19,6 stopnia Celsjusza i ani setnej stopnia więcej, albo że najnowsze zalecenia określają, że przy temperaturze powietrza wynoszącej 35 stopni musimy pić codziennie 3 szklanki soków, 3 litry wody mineralnej niegazowanej i 2 litry wody mineralnej gazowanej. Owszem, jest zalecenie, aby dziennie w upał pić tyle to a tyle płynów, ale nie dajmy się zwariować wszystkim normom, standardom, normatywom i wszystkim tym regulacjom, które (zupełnie niezauważalnie!) przekraczają czasem już nawet granice groteski. Najważniejszy jest zdrowy rozsądek i umiar we wszystkim – także w życiu z umiarem!
Tak oto kończę tę notkę, gdyż obawiam się, iż niebawem zobaczę roztopiony z gorąca rdzeń procesora wyciekający przez otwory wentylacyjne peceta. A gdyby tak się stało (odpukać: puk! Puk! Puk!) to przez dłuuugi czas nie napisałbym już niczego :)
Cytaty:
Nie żyje się, nie kocha, nie umiera – na próbę Przyszłość zaczyna się dzisiaj, nie jutro!
Jan Paweł II
Nie ma drugiego człowieka takiego jak ty. Jesteś jedyny w swoim rodzaju i wyjątkowy, całkowicie oryginalny i niepowtarzalny. Nie wierzysz w to, ale naprawdę nie ma żadnego drugiego takiego jak ty. I żaden człowiek, którego kochasz, nie będzie już zwyczajnym człowiekiem. Jakaś osobliwa siła przyciągania promieniuje z niego. I ty zmieniasz się pod jego wpływem. Jemu możesz nawet powiedzieć: "Dla mnie nie musisz być nieomylny, bez błędów ani doskonały, bo: Ja przecież Ciebie lubię!"
Phil Bosmans