Po prostu moje życie, moje pasje, moje namiętności...
Jeśli ktoś chce, to zobaczy bloga niezaleznie od tego, co tutaj napiszę. A jeżeli ktoś nie ma ochoty wejść, to bez względu na to, co tutaj napiszę i tak mnie nie odwiedzi :)
Chwilami mam wrażenie, że (zacytuję wybitnego Polaka, śp. Kapuścińskiego) naprawdę „nie ogarniam świata”. Nie rozumiem tego, co mnie otacza. To wszystko jest po prostu bez sensu. Zdałem sobie sprawę (nie dzisiaj, już wiele, wiele tygodni temu), że ja nie chcę być taki, jak wszyscy wokół. Nie chcę być pieprzonym konformistą, z fajną posadką, służbowym laptopem i domkiem na mazurach. Ale problem w tym, że ciągle jestem zawieszony między wygodnictwem a determinacją. Ciągle wybieram, ciągle decyduję się, że od dzisiaj zmieniam swoje życie, a potem znowu ulegam tym przeklętym postawom konsumpcyjnym. Wkurza mnie to i denerwuje, ponieważ robię to, czego nie chcę i z czym jest mi źle. Ale nie mam dosyć wiary/siły/nadziei, żeby zmienić się na dobre i to na stałe.
Niedawno skończyliśmy z Mariuszem (jeśli ktoś nie wie, moim dawnym kumplem) oglądać dwa horrory (jeden nagrany i jeden na żywo w telewizji). Potem jeszcze łaziliśmy po dworze i patrzyliśmy w gwiazdy (to naprawdę skrzywienie zawodowe, jeżeli pół życia spędzisz z głową zadartą do góry!). I wiecie co? Niby było fajnie, ale brakowało mi moich przyjaciół. Brakowało Tomka, który nie mógł przyjechać z powodu wyjazdu. Brakowało Dawida, który nie mógł przyjechać z powodu obowiązków. Brakowało mnóstwa świetnych ludzi, z którymi powinienem być. Niech to! Najbardziej brakowało mi Marty. Ale przecież nie przejadę 60 km żeby powiedzieć jej to o wpół do trzeciej w nocy (nie mam prawa jazdy), ani nie zadzwonię o tej porze (nie będę jej przerywał snu z powodu tej jednej rzeczy). I tak to wszystko jest bez sensu...
Przy okazji, powracam do zarzuconej przeze mnie kiedyś tradycji dodawania cytatu do każdej notki. Tak, żeby było przyjemniej i bardziej interesująco. Tak więc cytat na dziś (a w zasadzie wczoraj, bo miałem coś napisać jeszcze przed północą):
”Łatwiej mi jest czynić zło, którego nie chcę, niż dobro, którego pragnę.”
św. Paweł
Przed chwilą chciałem wejść na blogi.pl i jakież było moje zdziwienie, kiedy zamiast dobrze znanej strony głównej, zaskoczył mnie komunikat (niestety nie zapisałem go dokładnie, ale coś podobnego):
bad server request or server does not response...
Klikam na Odśwież i nic. Ładuję stronę od nowa i nic. Już mam łapać za telefon i wykręcać numer na policję, meldując, że jakiś haker zaatakował stronę blogi.pl, ale postanawiam jeszcze uruchomić IE 7 (na co dzień używam Opery). Patrzę: strona załadowana! Tchnięty nową nadzieją, w Operze po raz kolejny klikam na Odśwież i... działa! Blogi.pl pojawiły się tak szybko, jak szybko wcześniej zniknęły. Mam nadzieję, że to jednostkowy, odosobniony przypadek, który nie będzie pojawiał się częściej. Ale przyznam, że miałem stracha, że oto moja całodniowa praca została zniwelowana na skutek jakiejś awarii serwera. Na szczęście tym razem był happy end. :)
Z ciekawości wziąłem dzisiaj jedną z największych regionalnych gazet i zacząłem czytać (wczorajsze wydanie, bo dzisiaj nie chciało mi się iść do kiosku :P). Odczuwałem potrzebę czasowego ogłupienia się. Może to się wydawać dziwne, ale już wyjaśniam, dlaczego potrzebuję tymczasowego obniżenia doraźnego poziomu IQ :) Wczoraj cały dzień spędziłem na montowaniu szablonu – kilkanaście godzin HTMLu, CSSu i tych wszystkich znaczników, kodów, itp. Od tego można dostać kręćka! A poza tym od tygodnia montuję jeszcze stronę Instytutu, co zmusza mnie do ciągłego siedzenia w tych przeklętych kodach. Nie, oczywiście nie mogli nam załatwić porządnego edytora WYSIWYG – muszę siedzieć w notepadzie ++ :/ po prostu pięknie... :(
Ale wracając do tematu, po kilku dniach monotonnej pracy (telewizora nie widziałem chyba od polowy ubiegłego tygodnia), moja wydajność znacząco spadła. Dlatego dzisiaj urządzam sobie urlop od wszelkiego wysiłku intelektualnego. Innymi słowy, odmóżdżam się. Wprawdzie czytanie gazety także zmusza do utrzymywania procesów myślowych, ale na nieporównywalnie niższym poziomie, niż te przeklęte kody, które śnią mi się po nocach.
Nie podaję nazwy gazety, żeby nie robić nikomu reklamy ;)
Strona pierwsza. Na pierwszej stronie mamy artykuł poświęcony byłym zakonnicom, które nielegalnie mieszkają w klasztorze w Kazimierzu Dolnym. Pewien teatr z Gorzowa zamierza we wrześniu wystawić sztukę opartą na historii kobiet. Są liczne głosy zarówno za, jak i przeciw. Zakończenie spektaklu zostanie wybrane przez widzów – wersja „A”: byłe zakonnice zostają w klasztorze, wersja „B”: byłe zakonnice opuszczają klasztor. W bieliźnie, ponieważ wcześniej zrzucają mundurki zastępujące im habity. Zapytacie, co sądzę o tej sztuce? Nie wiem, nie mam zdania na ten temat. Może to i dobrze, że nagłaśniają taką kontrowersyjną bądź co bądź sprawę, może to źle. Niezależnie od mojej opinii, we wrześniu poznamy szczegóły spektaklu.
Strona druga. Większość strony drugiej zajmuje artykuł informujący o tym, że prawie 40% Polek nie stosuje żadnych metod antykoncepcji. Według badań międzynarodowego instytutu badawczego, tym samym plasujemy się na ostatnim miejscu w Europie pod względem stosowania różnych metod zapobiegania ciąży. Wyniki przedstawiono po opracowaniu ponad 12 tysięcy ankiet, z czego ponad tysiąc ankiet wypełniły mieszkanki naszego kraju. 6% Polek nie stosuje antykoncepcji z powodu przekonań religijnych, 25% nie potrafi powiedzieć, dlaczego się nie zabezpiecza, 24% stosuje metody „uda się/nie uda”, czyli seks przerywany oraz metody naturalne (kalendarzyki, obserwacje śluzu, itp.). Jedynie 20% Polek stosuje tabletki antykoncepcyjne. Wniosek: biorąc pod uwagę te wyniki, dziwi fakt, że Polaków jest tak mało. Ale chyba nawet wiem dlaczego: bo wszyscy wyjechali za granicę :D
Strona trzecia. Głównym tekstem strony trzeciej jest informacja, że poszkodowani w wichurze, która kilka dni temu przeszła nad regionem, otrzymają pomoc od wielu życzliwych ludzi. Ich sytuacja jest szczególnie ciężka, gdyż żona pana domu w niedzielę urodziła córeczkę i nie ma teraz do czego wrócić – ich dom został niemal zrównany z ziemią przez trąbę powietrzną. Na szczęście znalazło się kilkanaście firm oraz osób prywatnych, które chcą pomóc ofiarom tragedii. Dostarczą one m.in. łóżeczko dla noworodka, lodówkę i inne sprzęty domowe, ubrania i inne potrzebne rzeczy. Miło jest przeczytać, że jednak jeszcze trochę dobra tli się na tym świecie.
Strona czwarta. Tutaj mamy okazję przeczytać o dobrym i złym glinie. To znaczy, o dobrym i złym akwizytorze – moje przejęzyczenie ;) Ten pierwszy pracuje nadal i sprzedaje ludziom po 20 zł dwa urządzenia do masażu warte tak naprawdę 4,70 zł. W dodatku mogę się założyć, że wszystkie są Made in Czajnik. Ten drugi pracował jeszcze do niedawna, ale kiedy zaczepiani przez niego przechodnie odmawiali kupna kiczowatych urządzeń, wyzywał ich od najgorszych, przeklinał, a nawet zabierał się do bicia. Jednak ludziom się to nie podobało – po wielu skargach zły akwizytor został zwolniony, i nie będzie już uprzykrzał nikomu życia (przynajmniej do czasu, kiedy nie zatrudni go inna firma handlu obwoźnego). Natomiast dobry akwizytor pracuje nadal, sprzedając te tandetne chińskie buble z grubo ponad 100% marżą.
Strona piąta. To już ostatni prawie pełnostronicowy artykuł w tym wydaniu gazety. Informuje o tym, jak w pewnym mieście o prawie miesiąc przedłużą się roboty ziemne na jednym z najważniejszych skrzyżowań komunikacyjnych, a to dlatego, że drogowcy podczas prac spodziewali się znaleźć pod jezdnią tylko dwa kable, a znaleźli ich kilkadziesiąt. Żeby było fajniej/śmieszniej (niepotrzebne skreślić), kabli tych nie ma na żadnych planach i nie wiadomo, gdzie tak naprawdę biegną i do czego u licha służą. Moja opinia: to się dopiero nazywa włoska robota: ktoś tak skrzętnie kiedyś zakopał te kable, że do niedawna nikt nie był świadomy ich istnienia :) Pytanie tylko: kto i co ma teraz z nimi zrobić, kiedy pół miasta musi jeździć po objazdach?
Dobra, dosyć męczenia Was prasówką. Chyba za bardzo się przy tym nie odmóżdżyłem, więc idę na spacer. Na razie!
Po kilkunastu godzinach wzmożonej, intensywnej pracy, udało mi się wreszcie ustawić indywidualny szablon na moim blogu. Teraz, po paru drobnych modernizacjach, możecie go podziwiać w całej okazałości. Mam nadzieję, że spodoba się Wam i zachęci Was do dłuższego pozostania na tej stronie :)
Musiałem skopiować kod HTML szablonu z zupełnie innego serwisu, a potem strona po stronie, zmodernizować wszystkie elementy tak, żeby wstawione zmienne oraz kody pasowały do silnika blogi.pl. To było diabelnie ciężkie zadanie, a wiecie czemu? Bo w kodzie silnika zmiany szablonów blogi.pl jest błąd. Mogłem bez problemu wgrać mój szablon, ale nie da się go w żaden sposób zmodernizować, więc gdy zauważyłem jakiś błąd lub usterkę, musiałem od nowa wgrywać wszystkie poprawione kody szablonu pod nową nazwą, kasując potem starszą wersję. To nie jest wina przeglądarki internetowej (używałem dwóch różnych, z takim samym efektem) ani ustawień komputera. Bardzo proszę o komentarze pod notką, jeżeli Wam także przydarzyło się coś podobnego.
Szablon z Nagimi Aniołami wygrał m.in. z kilkoma szablonami fantasy, kilkunastoma manga/anime i kilkunastoma romantyczno-miłosnymi :) Uznałem, że będzie on najodpowiedniejszą ozdobą mojego bloga, m.in. z uwagi na swoją tajemniczość i otwartą kompozycję. Liczę na to, że spodoba się także Czytelnikom moich zapisków ;)
Jeżeli ktoś z Was zastanawia się, czy warto poświęcać cały dzień pracy na wstawienie własnego szablonu, to zapewniam Was, że naprawdę warto. W razie czego służę pomocą merytoryczną.
Od rana jest pochmurno, zimno i bardzo nieprzyjemnie. Dlatego też od rana siedzę sobie w domu, czytając wciągający horror („Pogoń za wampirem” M. Hillefelda), z kubkiem ulubionej kawy w ręce... Ach, jak przyjemnie :P Jeszcze gdybym nie musiał wychodzić przed południem, aby nakarmić psa, byłoby już naprawdę rewelacyjnie.
Dzisiaj odwiedziła nas siostra mojego szwagra - miała umówioną rozmowę kwalifikacyjną w pewnej firmie i przez dwadzieścia minut szukaliśmy jej na mapie, zanim nie okazało się, że siedziba tej firmy znajduje się prawie w samym centrum miasta. W dodatku ulica, przy której miała znajdować się firma nie istnieje - bo to jest plac, nie ulica, a osoba, z którą rozmawiała siostra szwagra źle jej powiedziała. Skomplikowane, no nie? :) Tak czy inaczej, ulicę (czytaj: plac) udało się znaleźć, dojazd udało się znaleźć, czyli mamy wreszcie happy end.
Wczoraj rozpocząłem walkę z tym cholernym standardowym szablonem na blogi.pl. Wybrałem wstępnie kilkanaście najfajniejszych szablonów z innego serwisu (nie podam nazwy, żeby nie robić reklamy), a teraz kilka najlepszych z nich będę próbował przerabiać tak, żeby działały z serwisem blogi.pl Jeżeli to mi się nie uda, to bardzo prawdopodobne, że przeniosę mojego bloga do innego serwisu, bo te ciągłe zmiany i nic nie dające modyfikacje na blogi.pl zaczynają mnie już poważnie irytować. Żeby jeszcze przygotowali kilka alternatywnych szablonów albo konwerter szablonów ze starej wersji blogi.pl, można by było wytrzymać. A teraz? Mam bloga w najbardziej kretyńskim układzie i szablonie, jaki mógł być. W dodatku 97% szanownych użytkowników blogi.pl jest skazanych na ten szablon, bo ok. 3% będzie miało tyle chęci, zapału, energii, ambicji i umiejętności, by zmieniać szablony na inne. I nie mówię tego, żeby w jakiś sposób ocenić negatywnie owe 97% konformistów - po prostu uważam, że admini witryny robią duży błąd, co chwila zmieniając główną konstrukcję i silniki blogów.
Prawdę mówiąc, jakiś szablon byłby już opublikowany w tej chwili, lecz niestety serwis blogowy z poszukiwanymi przeze mnie szablonami ma awarię (co za dziwny zbieg okoliczności - wszystko chce mi pokrzyżować plany :P ), więc muszę czekać, aż znowu doprowadzą go do stanu używalności. Do tego czasu jestem skazany na standardowy szablon blogi.pl :/